wtorek, 22 listopada 2022

MIĘDZY

Pytasz: dokąd się spieszę... odchodzę?

Zielonego pojęcia zaś nie mam.

Budząc się świtem, w nowy dzień wchodzę…

Czekam biernie – tak przynajmniej mniemam...


Wszystko dzieje się obok za szybko

Jakbym wpływu na fakt ten nie miała.

Przeszłość widzę jak świat w mgle za szybką

Jakbym życie po dziś dzień przespała.


Spod kontroli się wszystko wymyka.

Opanować niczego nie umiem.

Nie zatrzymam wszak prądu strumyka.

Milczę nawet w wód jego poszumie,


A on wplata się w tarczę zegara

Niczym w młyna kręcące się koło.

Rozdrabnianiem ciągłości się para

Poświęcony codziennym mozołom.


Idę brzegiem jak cień… może zjawa…

W końcu jestem, choć prawie mnie nie ma.

Czasem budzi się we mnie obawa,

Że to wszystko to fałsz… jakaś ściema…


Kiedy jednak wyczuwam zapachy

I muśnięcia dotyków na skórze,

Gasną we mnie ów lęki i strachy,

Więc nadzieją się wzbijam ku górze,


By latawiec mych celów uchwycić,

Nie pozwolić mu urwać się z sznurka,

Choć wieczorem się nie mam czym szczycić…

Każdy dzień jak obłędu powtórka…


Balansuję na cienkiej krawędzi

Między jawą a sennym marzeniem.

Może los chociaż dziś mnie oszczędzi

I obdarzy bogatszym wspomnieniem.


Trudno tak się poznawać na nowo

Z każdym rankiem jak obcą traktować,

Wierzyć sobie po prostu na słowo

I nieufnie na co dzień pilnować,


Patrzeć w lustro jak w oczy przechodnia,

Który mija mnie całkiem przypadkiem

W czarnym płaszczu, w spódnicy lub w spodniach,

Spoglądając na twarz mą ukradkiem.

grafika pochodzi ze strony: tapeciarnia.pl




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz