środa, 9 listopada 2022

DO BRZEGU

Gdyby można było z łatwością zatrzymać czas,

Opuścić jakoby pokój zamknięty na klucz,

Usiąść w fotelu wygodnie, by patrzeć na świat

Przez stare okno, na którym w słońcu widać kurz…


Szklanka kawy, papieros i smak szminki w ustach,

Zapach tytoniu dymem wczesany we włosy,

Na ramionach wełniana, opleciona chusta,

Szeptem się zdradzające w siwej głowie głosy -


Nic więcej: ja i myśli, a obok uczucia

W scenerii monodramu za ciężką kurtyną…

Widownia niema, głucha, odarta z wyczucia

I reflektory ślepe, wiszące pod szyną…


Cisza… i aromat próchnem zmiękczonych desek,

A za oknem drzew balet w liściastych spódnicach.

Szyba jak lód topnieje kaskadami łezek,

Światła kalejdoskopem mieni się, zachwyca...


Nic więcej mi nie trzeba, prócz tego momentu…

Chłonę ów cały obraz zmysłami w podziwie.

W tej chwili jestem świadkiem mocy sakramentu,

Który spływa z niebios na duszę mą szczęśliwie...


Szklanka pusta i ustnik w palcach w żarze znika,

A na nim odcisk wargi pomadką znaczony.

Wyrzucam zatem niedopałek do słoika,

W którym pokrywką będzie na dobre zduszony,


Po czym odkładam szklankę, podchodzę do okna.

Nigdy z fusów nie wróżę, bo jestem szczęśliwa.

Nawet gdyby twarz moja od rozpaczy mokła…

Co z tego?! - przecież w życiu różnorako bywa.


Spoglądam w blady błękit wiszący nade mną.

Obłoki watoliną postrzępioną stoją.

Nadzieję czuję w sercu na lepsze bezbłędną,

Więc inni niepewności niech się jutra boją.


Ja biorę, co los daje, bez lęku przed śmiercią.

Przecież ona też kiedyś musi mnie odwiedzić.

Nie odgrażam się Bogu za mą starość pięścią.

Cóż da ten mój bezsilny, stańczykowski sprzeciw?


Podchodzę do zegara i dmucham w wskazówki…

Mój wydech uruchamia turkot tarczy w biegu.

Płynę w twórczość jak łódką z plastikowej skuwki.

Ważne, aby i dzisiaj znów dobić do brzegu.

grafika pochodzi ze strony: tapeciarnia.pl



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz