Są takie
chwile, w których wdzięczności nie mamy.
Pochłonięci
hipnozą swej powierzchowności
Za czymś
bezwartościowym w popłochu biegamy,
Szukając
nieustannie stanu szczęśliwości,
Lecz zanim
słońce zajdzie lub wzejdzie na nowo
Napełnia nas
zwątpienie i głód beznadziei.
Łudzimy się,
że szczęście wzrasta w nas stopniowo…
Ślepi, bo
zawsze przy nas z każdym dniem się mieni
Czy to
promieniem złota na błękicie nieba,
Czy spokojem
przez ptaki w ciszy przecedzanym,
Czy w kromce
cieplutkiego, chrupiącego chleba,
Czy w tym, co
nas kształtuje, czego posiadamy,
Czy w
spojrzeniu osoby, która serce grzeje,
Z którą
przyszło nam dzielić okruszyny życia,
Dzięki której
w nas dusza serdecznie się śmieje,
Dzięki której
nam wolno wyjść szczerze z ukrycia…
Tak niewiele
potrzeba, by soki słodyczy
Sączyły się
obficie z miąższu codzienności.
Tak niewiele
na co dzień się naprawdę liczy –
Odrobina po
prostu czasu i miłości.
A my w pędzie
za niczym, bo za czymś ulotnym,
Co odblaskiem
lusterka na ścianie się zdaje,
Mimo tłumów
czujemy się człekiem samotnym,
Co od
wszystkich rażąco niestety odstaje.
Zamykamy się w
pudle czterech ścian zadumy
Z kubkiem
kawy, herbaty lub lampeczki wina…
Świat za szybą
wiruje bezwzględny i butny,
A w nas rośnie
goryczy nieznana przyczyna
I niezdolność
do tego, by czerpać radości
Z
najdrobniejszych, pozornie nieistotnych rzeczy,
Więc w obliczu
zachodem gasnącej starości
Jest w nas
pustka, już której nikt, nic nie zaleczy.
A wystarczy
wstać świtem, by uchwycić wątłe
Przerzedzanie
się nocy w dzień niezapisany,
By zobaczyć
jak gwiazdy błyszczą diamentowe
I zmieniają
się w obłok słońcem rozjaśniany,
By zaczerpnąć
strumieni powietrza bez skazy,
By podejrzeć w
gałęziach ptaszyny na Jutrzni,
By uchwycić początek
nim coś się wydarzy,
By się wymknąć
na zawsze żalu pełnej próżni,
Aby poznać sposoby,
które tworzą cuda,
By się znaleźć
na miejscu dla nas przeznaczonym,
By odpłynąć nim
wciągnie nas w swe sieci nuda,
Monotonność dnia,
który jest wszystkim zmęczony,
Aby patrząc w swe
oczy zobaczyć człowieka,
Co u ramion ma
dumnie rozłożone skrzydła
I by poznać, że
na mnie on cierpliwie czeka
Mimo, że mu przyziemność
przeogromnie zbrzydła.
Trzeba tylko wyrazić
zgodę w zaufaniu,
Przyjąć wszystkie
minuty z dozgonną wdzięcznością,
Nie dbać o to przesadnie,
co w ludzkim mniemaniu
Było, jest i być
musi naszą koniecznością,
Z każdej bowiem
ułomnej sekundy istnienia
Można zawsze wycisnąć
soczystość słodyczy,
Wszystko bowiem
jest w ruchu i ciągle się zmienia –
I ta zmienność
bogata się naprawdę liczy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz