Nie ma nic
piękniejszego nad tę ciszę wokół,
Która się
wszem rozpływa karmelem skupienia,
W delikatności
niczym na proch starty popiół
Rozdmuchiwana
puchem ostatniego tchnienia
Osiada na z nylonu
naciąganych strunach,
Łączących niebo
z ziemią na wszystkich oktawach,
Które się rozpraszają
w szelestach i szumach
I osiadają dżdżyście
w kryształowych stawach,
I płyną nurtem
wody, strącając z traw rosę,
Pękają kropelkami
jakby szkłem stłuczonym,
I biegną roztańczone
niczym stopy bose
Po stopniach partytury
drżeniem przebudzonym.
W niej słychać
kiełkowanie ździebeł się prężących,
Co ziarnka rozsypują
piasku jak kamienie.
W niej westchnienie
przestrzeni w liściach wirujących
Zdaje się gradobiciem
zagłuszać milczenie.
W niej gałęzie
trącane ptasim piór trzepotem
Łamią się jakby
drzewa huraganem rwane,
Płatki kwiatów
na trawnik lecące z łoskotem
Brzmią jakoby balony
szpilką przebijane,
A myśli się wydają
obcasami stukać
I cienie swym pełzaniem
szeleścić potwornie –
W niej echo zda
się swego ukojenia szukać,
Gdyż w ciszy barwnym
głosie czuje się bezdomnie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz