Czymże dla
świata jest moje nazwisko
Lub imię moje
dla przyszłych pokoleń
Lub twarz ma,
która znajduje się blisko,
Że aż o mało
oka nie wykolę?!
Kimże ja
jestem dla innych, dla siebie?!,
Przecież się
niczym z tłumu nie wyróżniam,
Przecież nie
jestem jedyną pod niebem
Jak kwiat,
wokoło którego jest próżnia…
I wobec tego,
że kwiatów tysiące
Wyrasta morzem
bogatych kolorów –
Jestem jedynie
roślinką na łące
Bez znaczącego
pośród kształtów wzoru.
Idąc,
przenikam przez lustro przestrzeni,
W którym się
światłocienie odbijają,
Jak duch, co
nie ma ograniczeń ziemi,
Bo w nim się
wszelkie cząstki rozpraszają.
Wiatr mnie
opływa, oplata podmuchem,
Jakby
przechodził w pośpiechu i pędzie,
I mimowolnie
swoich westchnień ruchem
Rozsiewa
zapach mojej skóry wszędzie
I mnie zaklina
w szumie i szeleście,
Powtarza echem,
mrużąc przy tym oczy,
I zapisuje w
pluskach wody, w szepcie,
Na liściach,
które swym oddechem płoszy.
Deszcz na mnie
spływa kropel opuszkami,
I moje ciało
jak glinę we dłoniach,
Wygładza,
rzeźbi palców pieszczotami
Jak czas drzew
lata liczone we słojach,
I każdą kroplą
milimetry ciała
Ściąga i w
ziemię wtapia bezpowrotnie,
Więc cała
ziemia będzie mną pachniała,
Cała mym
zmysłem doszczętnie przemoknie.
Chociaż mnie
nie ma w ogóle, to jestem
Szczyptą
powietrza, smakiem świeżej wody,
Rozpryskiwana
urodzajnym deszczem,
Niesiona
wiatrem, co wiecznie jest młody.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz