poniedziałek, 24 czerwca 2019

LOSIE MÓJ


Stanąłeś w progu jak gość nieproszony,
Bez zapowiedzi, jak i bez pukania.
Widzę, żeś drogą potwornie zmęczony
W strzępach brudnego od kurzu ubrania,

Więc ci nie mogę odmówić gościny,
Bo żal się we mnie wzbiera niezmierzony,
Gdy widzę gorycz twej cierpiącej miny
I żeś samotny, przez innych wzgardzony.

Usiądź przy stole zrobię ci herbaty,
Posilę nieco strawą z mego garczka.
Widać żeś przeszedł niezmierzone światy
I że za tobą jest ciężka tułaczka.

Siądźże spokojnie i nie bój się proszę.
Niczego tobie wytykać nie będę,
Choć to przez ciebie trudny żywot znoszę
I z dnia też na dzień w bezsilności więdnę.

Nie mam sumienia, by ciebie przegonić,
By precz! gdzieś posłać przekleństwa chłostaniem.
Nie chcę wszak z ciebie łez żałości ronić
Lub i zadręczać moim narzekaniem.

Na nic się zdała twa podłość, złośliwość,
Na nic intrygi, knucia uszczypliwe
I w codzienności twoja uciążliwość
Czy zachowanie, najmniej!, niegodziwe;

Lecz na ten moment zostawmy to wszystko,
Co nas odróżnia i dzieli potwornie.
Współczucie we mnie wzbudziło się iskrą
I znieść nie mogę, że drżysz nieprzytomnie.

Pokroję ciasto z rabarbarem w miodzie,
Szaszłyków tłustych na talerz ci włożę
I nie pozwolę byś ruszył o głodzie,
I do nieszczęścia ręki nie przyłożę.

Niech chociaż jedno będzie z nas spełnione
I niech choć jedno trwa w słodkiej radości,
Bo moje serce smutkiem poruszone,
Skłania mnie przeto do tej życzliwości.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz