A, gdyby ktoś
kiedyś mi powiedział,
Że tuż przede
mną jest koniec świata,
Że dziś zatęsknię
za kromką chleba,
Zapomnę czym jest
kawa, herbata…
Nie uwierzyłabym, nie słuchała
Wciąż uciekając w sprawy
przyziemne
I tę wiadomość bym odrzucała
Jak coś nikomu już niepotrzebne.
Dziś jednak patrząc
w lustra źrenice,
Dzisiaj żegnając
tych, co odchodzą –
Widzę me ciało
gwoźdźmi przybite
Do ziemi, z której
uciec nie mogą
Stopy, co zdają się mnie
przemieszczać,
Nieść niezależnie w miejsca
wybrane,
A są w podłożu jakoby w kleszczach
Sznurem swych kroków i dróg
związane,
Więc nie odfrunę,
by się uwolnić,
Aby oderwać ciało
od ziemi…
Nie mogę nawet
czasu spowolnić,
Więc wbrew mej
woli wszystko się zmieni…
Włosy się skruszą jak babie
lato,
Oczy się zaszklą mglistym
spojrzeniem
I chociaż w sercu będzie
bogato,
W głowie pustkowie zabrzmi
milczeniem…
Odpłynie wszystko
w nieświadomości,
Światła pogasną
niczym latarnie,
Śmierć z ust mych
spije cień wrażliwości
I bez pytania wszystko
zagarnie.
Stanę stopami tuż na krawędzi,
Patrząc na siebie jakby z
wysoka…
Pode mną wszystko bezmyślnie
pędzi,
Kończąc się szybko – wręcz!,
w mgnieniu oka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz