Widzę w
szpalerze drzewa, które grubą kreską
Wydają się
przebijać niebem na niebiesko,
Gałęzie, które
z pąków wyciskają liście
I słońce, co
się w rosie przegląda przejrzyście;
I widzę oceany
turkusem uśpione,
Polnym
kwieciem bogato i ręcznie zdobione,
Łaskotane
skrzydłami zastygłych motyli
W politurze
nektaru, który zapach pyli.
Słyszę ptaki w
zamęcie szumów i szelestów,
W pluskach
wody i wiatru nieprzebranych szeptów,
Łoskot
pszczoły, co lotem przecina powietrze
I przy
strunach harf, skrzypiec rozegrane świerszcze.
Słyszę mgły
odetchnienie, co wznosi się w górę
I anioły, co
przestrzeń trąciły swym piórem,
Odgłos
płatków, co z hukiem spadają na ziemię
I poranne,
uśpione dnia wschodzące pienie.
Czuję perfumy
rosy w bryzie orzeźwienia,
Miodową woń
owoców w stanie rozkwitnienia,
Żywiczny
zapach ognia ziemniaków w popiele,
Aromat runa
jakby kadzidła w kościele,
I czuję wilgoć
ziemi, która obrodziła
I hojnie się
na wiosnę ziołami nakryła,
Korzenie,
które pachną napojem źródlanym,
I wieczór,
który kusi urokiem różanym…
To wszystko
jednak tylko węglem szkicowane,
Ułomnie przez
zmysł ludzki światłem odbijane,
Ożywiane
konturem różnorodnych cieni
Na tle płowych
promieni półzłotem się mieni.
Kiedyś zobaczę
obraz wyższego stworzenia
W łunie
niebywałego mej duszy olśnienia
I nie poczuję
żalu, gdy ziemię opuszczę.
Będę leżeć w
hamaku, który tworzą bluszcze,
I podziwiać w
kolorach dziewiczych to wszystko,
Co przede mną
już dawno nad niebem rozbłysło,
Co mnie czeka,
gdy tylko doczesność porzucę
I do domu na wieki
z radością powrócę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz