Jest we mnie
ogrom bólu i ogień złości.
Mam też
temperament żywiołów natury.
Nie mogę się
oprzeć na czas zachłanności.
Widzę odcień
różu, choć kolor ponury.
Nie odkładam
na jutro tego, co jest dziś.
Nie wyrzekam
się prawdy – pragnę być szczera.
Chcę przed
siebie z radością nieustannie iść
Wbrew
trudnościom drogi, co w stopy uwiera.
Za dużo mnie w
życiu przykrości spotkało,
Abym miała
ulec mizernym pokusom.
Zbyt wielu mą
duszą jak kartą szastało,
Więc teraz
zabiegać o sympatię muszą.
Próbowano odebrać
mi godność, wolność
I zdegradować
do kasty szczurołapów,
Lecz
zmiażdżyłam swą wiarą tę wredną podłość,
Wydarłam
nadzieją radość swą z zaświatów,
A miłością, co
kipi we mnie jak lawa,
Wzbiłam się
ponad gwiazdy na skrzydłach Nieba.
Choć wciąż
czyha na mnie krwiożerców obława,
Nie dbam o to!
– zmartwień mi już nie potrzeba.
Nie odczuwam
gniewu łańcuchów na dłoniach
I okowy
zazdrości nie ciągną mych nóg,
Zawiść
wiankiem gwoździ nie ciąży na skroniach,
Więc
przygnębienia balast nie będzie mnie gniótł.
Idę dalej,
przed siebie z głową w obłokach,
Z ramionami,
na które nikt już nie wskoczy.
Będę patrzeć
na świat łaskawie z wysoka.
Będę ludziom
zaglądać głęboko w oczy.
Nie pozwolę
się zdeptać, poniżyć, okraść.
Spragniona szacunku,
zapłacę wdzięcznością.
Możesz zatem spokojnie
i bezpiecznie spać.
Nie chcę być skażona
zemstą i podłością.
Nie chcę mieć przy
sobie jednak hipokrytów,
Oklasków na
pokaz, uśmiechów z teatru –
Z takimi nie
wejdę na wyżyny szczytów,
Z takimi nie
złapię w moje żagle wiatru.
Idźcie z Bogiem
obłudni o sercu jak głaz.
Gdy nadarzy się
kiedyś taka okazja,
Oby zapał do złego
w was nareszcie zgasł.
Niech wyprze nienawiść
waszych dusz empatia.
Ja zaś idę w przeciwnym
niż wy kierunku
Z optymizmem w
plecaku i z kijem w dłoni.
Wyobraźnia za mną
na wierności sznurku
Motyle fantazji
niestrudzenie goni.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz