Koguty
zapiały i noc przegoniły.
Swym
pieniem ciemności wszelkie przerzedziły.
Przy
szafach już wiszą ubiory galowe.
Kobiety
do wyjścia wszystkie są gotowe.
Chłop
stęka w pokoju kawę popijając
I
ciuchy szykowne na siebie wciskając.
Tu
kichnie, tam kucnie, siorbnie łyk naparu,
To
wyjrzy przez okno dla chwil marnych paru.
A
dzieci przy progu na ojca czekają
I
z nudów łokciami w boki się kuksają.
Gdy
zegar wybija, że pora wyjść z domu,
Uwagi
nie zwraca nikt nawet nikomu,
A
zgodną rodziną na drogę wychodzą,
Do
wszystkich znajomych z „Dzień dobry” podchodzą
I
płynie asfaltem wieś tłumnie wesoła
W
kierunki Wsi Starej na Mszę do Kościoła.
Gromada
z Przymiarek łączy się z Zarowiem.
Kobiety
wiekowe z chustkami na głowie
Idą
w pierwszym rzędzie, a za nimi chłopy,
A
pomiędzy nimi dzieci w mackach psoty.
Ten
tłum się rozrasta o Wąsosz – Nowiny.
Rumienią
się w tłumie wstydliwe dziewczyny.
Wrze
gwarnie rozmowa i śmiech jej wtóruje.
Niejeden
młodzieniec panny wypatruje.
I
idą radośnie pod górkę przy rzece.
Most
z drewna od kroków dudni niczym serce.
Wdrapują
się w stronę Kościoła kobiety,
Trzymając
się sprawnie przydrożnej sztachety.
Mężczyźni
na szczycie w gromadach się tłoczą,
A
młodzież i dzieci z pokornością kroczą.
W
Kościele śpiewaniem niewiasty zawodzą,
Chłopcy
do zakrystii na służenie wchodzą,
A
wokół ołtarza wianek strojnych dzieci
Przykładną
tradycją zachwyca i świeci.
Po
chwili w Kościele od mężczyzn się roi.
Każdy
przy swej żonie niczym rycerz stoi.
Dzwonki
nabożeństwo dźwięcznie ogłaszają,
Więc
wszyscy na Słowie Bożym się skupiają,
Wpatrując
się w księdza Kudłacika Jana,
Który
Mszę odprawia we Wąsoszu z rana.
Po
Kościele wierni spacerkiem do domu
Błogosławieństw
życzą, nie skąpiąc nikomu
Szczęścia,
pomyślności, przede wszystkim zdrowia.
Splata
się z poszumem serdeczna rozmowa.
Dom
zaś pachnie cały plackiem i rosołem.
Fajery
się żarzą rozpalonym kołem,
A
na nich kawałki z ciasta na makaron
I
ziemniaki, które jeszcze płoną parą.
W
powietrzu się niesie aromat włoszczyzny
I
szczypta tytoniu każdego mężczyzny.
Stół
obrusem lśniącym zastawiony czeka,
By
ugościć hojnie każdego człowieka.
Po
obiedzie bywa zwyczaj bowiem taki,
Że
do gniazd wracają już dorosłe ptaki,
Więc
w domu jest pełno rodziny, sąsiadów.
W
Wąsoszu się roi od dobrych układów,
Dlatego
niedziela przemija świątecznie
I
pachnie gościną naprawdę bajecznie.
Dziś
nawet w pamięci czuję te zapachy
I
widzę dymiące szarym drzewem dachy.
Choć
nie ma już księdza Jana Kudłacika,
Ten
obraz pomimo czasu nie zanika
I
będzie trwać we mnie jak zaledwie wczoraj.
Wspominam
to wszystko każdego wieczora.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz