Stoję na brzegu
plaży, a fale zielone
Opływają me
stopy lekkim uderzeniem,
Później się
oddalają jakby zawstydzone,
Po czym… znów
podpływają rosy rozproszeniem,
Pianą
śnieżnych stokrotek oplatają nogi,
W przezroczu
odbijając złote kwiaty słońca.
Szum wody
bryzą niesie spokój słodko-błogi,
Jakby
przestrzeń nie miała ni granic, ni końca.
Przede mną
błękit morza, albo oceanu
Zda się do
mnie przemawiać pewnym zachęceniem,
By rzucić w
toń me myśli jak strumieniem z kranu,
Pozwolić ciału
płynąć z fal tych uniesieniem.
Gra świateł
się rozpryska na iskier miliony,
Dzięki którym
zwierciadło mieni się brokatem,
A horyzont w
niebieski kolor zatopiony
Zda się,
niczym wodospad, wypływać wszechświatem.
Stoję nadal
milcząca, a stopy me wiszą
Nad przepaścią
błękitnym winem wypełnioną.
Fale biją o
skały i duszę kołyszą,
By nie była
czymkolwiek banalnie zlęknioną.
Gwiazdy zdały
się wtopić w wody tej przezrocze,
Jakby niebo
pode mną dłonie rozłożyło
I czekało
cierpliwie, że niebawem skoczę,
Więc dlatego
obłoków skrzydła rozłożyło,
Lecz ja stoję
spokojna z zamkniętymi oczy,
A wiatr rześki
opływa me ciało i duszę.
Nie dbam o to,
czy zmysł mój cokolwiek przeoczy.
Wiszę teraz nad
ziemią, choć wcale nie muszę.
Wokół… cisza, czujności błogie ukojenie,
Jakbym nagle się
wzbiła latawcem nad światem.
Rzeczywistym się
stało mej duszy marzenie,
Że mam ręce potężne,
silne i skrzydlate,
Każdym ruchem jak
wiosłem przebijam błękity,
Przesuwając się
niczym żaglówką w przestrzeni…
Ręce moje jak ptaki
– otwarte zeszyty,
Rozłożone jak skrzydła
na sznurkach promieni.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz