Odchodzę…
czuję, że odchodzę,
Chociaż nie
chcę!, lecz widać… muszę.
Wiem wbrew
sobie, że jestem w drodze
Nawet, jeśli
się nie poruszę.
Wszystko wokół
jakby odpływa,,
Filmem zdjęć
mija za plecami.
Mimo wszystko
jestem szczęśliwa,
Nieprzejęta
tymi faktami.
Spakowałam neseser
w podróż,
Biorąc kila niezbędnych
rzeczy,
I z filiżanką wywaru
z róż
Stoję w oknie jak
w blasku świecy.
Wszystko mija,…
przemija w ciszy
Jak na niebie senne
obłoki.
Nikt tych kroków
czasu nie słyszy,
Podziwiając zmienne
widoki.
Mżawką sekund odmierza
życie
Los, co zda się
być komornikiem
Notującym skrzętnie
w zeszycie
To, co bywa mym
pamiętnikiem.
Już się mieni paletą
liści
Świat iskrzący
łzami wzruszenia…
Dzień wczorajszy
ledwo się przyśnił
W zieloności swego
odcienia,
A dziś szronem
się srebrzą drzewa,
Mrozem pachnie
rześkie powietrze
Echo głucho, bezdźwięcznie
śpiewa
Kartkowane w gałęziach
wiersze.
Zegar sercem swej
niewierności
Wystukuje godziny
w locie…
„Żegnaj – szepczę
– moja młodości.
Przyjmij mojej
wdzięczności krocie.”
Filiżankę odkładam
na stół
I apaszką otulam
szyję.
Słyszę stukot rozpędzonych
kół…
Czy odeszłam?!...
czy jeszcze żyję?...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz