W
fali zielonej traw roztańczonych
Korale
kwiatów się unosiły
I
na przestrzeniach szumem niesionych
Jak
baletnice w tańcu się wiły,
A
echo niosło w błękitu tonie
Odgłosy
kosy oklepywanej…
Gdzieś
u sąsiada parskały konie
Mierząc
połacie ziemi oranej.
A
nad łąkami, na tafli nieba
Drobny
ptaszyna bujał skrzydłami,
Jakby
niczego się nigdy nie bał
Prężył
swe piórka pod obłokami
I
nic kompletnie nie przeczuwając,
Na
straży swego gniazda w traw splocie,
Tańczył
w promieniach, wdzięcznie śpiewając
I
się pluskając w słonecznym złocie.
I
w tych beztroskich nutach muzyki
Ciągnęły
sznurem baby na łąkę,
Niosąc
jedzenia pełne koszyki
I
grabie zębem w górze sterczące,
A
tuż przed nimi chłopy z kosami,
Z
drewnianym wózkiem o jednym kole,
Dzieci
pędzące w dal podskokami –
Ich
rozbawienie, śmiechy, swawole.
I
wtem!, świst ostrza, co trawę ścinał
Ciszę
przeganiał gdzieś w świata strony
I
tym sygnałem pracę zaczynał
W
dal ostrzegawczo echem niesiony.
Soczysty
zapach zielonych soków
Wiatr
orzeźwieniem hojnie przyprawiał
I
w staranności kroczek po kroku
Wszem
pod stopami się rozprowadzał.
I
źdźbła, łodygi suszone słońcem,
Przez
sen w ramionach z troską tulone,
I
wozy w pędzie kołem trzeszczące
A
na nich siano w kopach wiezione.
Po
bokach wozu dzieci biegały,
Płosząc
radością wszelakie dźwięki.
W
drodze powrotnej na wóz siadały,
Który
rozsiewał zmęczenia jęki.
A,
gdy w południe słońce na szczycie
Wszem
obwieszczało, że jest południe,
Zatrzymywało
się w pędzie życie
Na
kocu, który ścielił się schludnie
I
pajdy chleba smalcem przykryte
Jadło
się z wielką wręcz zachłannością,
I
ogóreczki skórki pozbyte,
Kiełbasy
pęta rwane z wdzięcznością.
A
wieczorami, gdy świerszcze grały,
Wilgotne
trawy zgrabione w kopy
Z
błogą ufnością w sen zapadały,
Dzieci
gubiły swych śladów stopy
I
echo gnało ich wdzięczne śmiechy,
Ganiając
usta piskiem budzone,
I
świat wirował w rytmie uciechy
Jak
karuzeli koło szalone…
Dzisiaj
znużone bywają łąki
Traktorem
w ciszy sprawnie koszone.
Nastał
z radością moment rozłąki,
Więc
to, co piękne, jest już skończone.
Wspomnienie
tylko gdzieś się pojawia,
Kiedy
tęsknota na trawach spocznie –
Wówczas,
jak przez mgłę, przeszłości zjawa
Przez
kopy siana biega swobodnie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz