Gdzie
są ci wszyscy, którzy już odeszli?...
Pan
Jakubowski ze swoją małżonką,
Smukły
Wierzbicki w towarzystwie teczki
I
w garniturze – zimno czy gorąco –
Lub
pan Piekarski, co siedział na ławce
Po
drugiej stronie jezdni tuż przed domem…
Strąceni
wszyscy czasem jak dmuchawce
Gdzieś
zaginęli jak chwile stracone.
A
po nich tylko miejsca pozostały
Wciąż
ożywiane cieniem wspominania.
Jeszcze
niedawno oczy me widziały
Tych
ludzi, których wzrok dziś nie dogania,
Zdaje
się dotąd, że w domu mej babci
Mączyński
wiąże kiełbasy naręcza,
Przemierza
kuchnię rozproszeniem kapci
I
przez maszynkę mięso w ziołach skręca,
A
pod oknami pani Jakubowska
Wraz
z mężem owce gna do Dziedzicowej.
Pod
kapeluszem przechodzi beztroska,
Jakoby
w książkach wciąż trzymała głowę;
A
zaraz za nią Wierzbicki w pośpiechu
Przekracza
furtkę z teczką urzędniczą
I
pędem sunie bez wdzięku uśmiechu…
Dla
niego nawet sekundy się liczą.
I
na podwórku Młodawska Marianna
Z
Pawlikiem czeka na sklep objazdowy.
Rozmów
w radości leci w niebo manna,
Jak
i beztroska rozbawionej głowy.
I
jezdnią sunie duet rowerowy
Państwa
Pieczyków, co na Zarów jadą,
Ale
zwabieni odgłosem rozmowy
W
tym towarzystwie na chwilę zabawią;
I
nagle do nich Róża od Młodawskich
Dołącza
żwawo z wielką przyjemnością.
W
szklaneczkach pachnie kompocik z truskawki
Lany
ze dzbanka ze szczerą hojnością,
A
od Zarowia akordeon niesie
Andrzej
Kowalczyk z rozwichrzonym włosem.
Echo
z oddali już sieje po lesie
To,
co pan Andrzej śpiewa mocnym głosem.
I
już na stole pajdy chleba z smalcem,
Kosz
pomidorów, talerzyk ogórków
I
sól kruszona na kanapki palcem,
I
szczypior w misce pod postacią wiórków,
I
radość gnana muzyką i śpiewem
I
dźwięki rozmów, dowcipów i śmiechu,
I
towarzystwo pod jabłoni drzewem,
Żyjące
prosto bez presji pośpiechu.
Gdzie
się podziali ci, co już odeszli?
Gdzie
się ich cienie rozproszyły nagle?
Gdzie
się w milczeniu tak szybko rozeszli?
Kiedy
zwinęli swego życia żagle?
Wydaje
mi się, że stoi przy płocie
Staruszka
z Kosów wsparta o sztachety,
Jej
chustka błyszczy w słońca szczerym złocie…
To
babie lato mieni się, niestety…
I
ślad już zniknął spod stóp Werensowej,
Albo
Brzezińskiej Zosi czy jej siostry,
Zielem
zarosło podwórko Dudowej…
Wycieli
drzewa, co wzdłuż drogi rosły,
A
z nimi jakby czas przeszły odpłynął
I
falą zgarnął tych ludzi z powierzchni.
Nierzadko
w drodze mnie spacerkiem miną,
Choć
wiem, że z drogi dawno temu zeszli.
Nie
umiem jednak minąć starych domów,
By
ich pamięcią nie wskrzesić na chwilę.
Nie
wspominając nic nigdy nikomu,
Przed
nimi głowę w powitaniu chylę,
A
oni za mną z rękoma przy płotach
Machają
w geście mi na „Do widzenia”
I
obok koło roweru grzechota…
Pieczyków
kontur widzę w kształtach cienia…
Żegnaj
wsi gwarna, żwawa i wesoła,
Któraś
wygasła z odejściem tych ludzi.
Tęsknota
moja wciąż za tobą woła
I
tamte czasy wspomnieniami budzi.
Jako lokalny autor strof poetyckich,kochający swój piękny Region, zapoznałem, jestem pod miłym wrażeniem , i z wielkim szacunkiem gratuluję ich autorowi .
OdpowiedzUsuńSerdecznie dziękuję i proszę o udostępnienie mi informacji, dotyczącej strony, na której mogłabym poznać Pana, jako autora strof poetyckich. Z wielką przyjemnością skosztuję naparu Pana wrażliwości literackiej. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuń