wszystkim
matkom, które straciły dzieci
Wiatr
roztrzaskał me serce w rozpaczy,
Wyciem echo
zagłuszył mizerne
I lamentem
natrętnym, żebraczym
Przegnał ciszę
spokojną bezczelnie.
Drzew gałęzie
modlitwy poszumem
Niebo błagać
zaczęły litości.
Nic nie umiem
dziś objąć rozumem.
Dzisiaj żegnam
mój owoc miłości.
Leżysz obok z
różańcem na dłoniach.
Sine usta los
okradł z uśmiechu.
Pocałunek ci
składam na skroniach,
Że cię kocham,
wciąż szepczę po cichu.
Trudno pojąć,
że czas cię pożegnać
I że nigdy już
cię nie zobaczę.
Tak bym
chciała ten moment precz! przegnać,
A bezradna
wciąż przy tobie płaczę.
Czuję w łonie
twój pierwszy ruch we mnie
I twój dotyk
jak trzepot motyla.
Twoja
przyszłość zadbana misternie
Dziś do
wspomnień mnie tylko odsyła.
Twoje dłonie
zmrożone niebytem
Kiedyś dla
mnie pisały liściki.
Wciąż cię
widzę nad bladym zeszytem…
Przyszywałam w
mankietach guziki,
Gdy na
kartkach kreśliłeś laurki
Z serduszkami
dla mamy i taty…
Gdy uczyłam
cię wiązać sznurówki,
Gdy na
spodniach kleiłam ci łaty,
Całowałeś me
oczy, policzki
I mówiłeś jak
bardzo mnie kochasz.
Obrywałeś mi
kwiaty z doniczki,
Obiecując, że
dla mnie je schowasz
W małym dołku,
pod szkiełkiem, gdzieś w ziemi,
Robiąc z
płatków przeróżne widoczki.
Odsłaniałeś je
dla mnie palcami,
Brudząc piachem
swe maleńkie rączki…
A dziś ciebie w
tej ziemi mi przyszło
Pozostawić na wieczny
spoczynek.
Wszystko wokół
rozbiło się, prysło!,
O tę jedną, drobniutką
kruszynę,
Którą wciąż w swoich
tulę ramionach,
Oprowadzam za rączkę
po parku,
Uczę kroków i każdego
słowa,
Minut, godzin na
szkolnym zegarku.
Teraz stoję nad
tobą w goryczy,
Topiąc łzami mą
duszę cierpiącą.
Nic się dla mnie
już więcej nie liczy.
Mam codzienność
przy sobie mdlejącą.
Ziemia wieko twej
trumny pochłania,
A me serce zapada
się samo.
Wiatr mi szumem
uparcie odsłania
Twój głos, który
wciąż woła mnie: „Mamo!”…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz