Niby nic
szczególnego…
Kolejny zwykły
dzień, przebudzenie,
Poranna kawa i
coś słodkiego,
Za oknem
śpiące jeszcze milczenie
I zegar, który
odmierza ci czas,
I przypomina o
wyjściu z domu,
Choć noc
pochłania drzemiący wciąż świat
I nie pozwala
zbudzić się nikomu.
Przekraczasz
próg mieszkania,
Znikasz w ciemnościach
gęstego świtu
Bez zgiełku, tłumów,
bez zamieszania
I jak kartki czystego
zeszytu
Cały ten świat
zmysłami pochłaniasz,
Pojąc duszę do
nieprzytomności.
Z niczym nie walczysz
i się nie wzbraniasz
Zachłanny na łyk
porannej radości…
Idziesz wiernie
przed siebie
Z tym samym bagażem
obowiązków,
Ten sam szlak zdartych
kroków cię wiedzie
Do tych samych
zakurzonych kątów
I niby wszystko
było tak samo!...
Rozstanie o smaku
serdeczności
Jak każdego dnia
zawsze co rano,
Bez wyrzutów, gestów
uszczypliwości,
Ale już nie wróciłeś…
Zniknąłeś jak mgła
skruszona słońcem;
Że odejdziesz –
nic mi nie mówiłeś.
Świt był naszym
początkiem, nie końcem,
Lecz inaczej się
w życiu zadziało.
Zostawiłeś po sobie
powietrze,
Które wciąż będzie
tobą pachniało,
Budząc w tęsknocie me łkające serce.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz