Kocham ten mój
przyziemny kawałek Królestwa,
Brzozy w
splocie warkocza w ramach moich futryn,
Krople deszczu
na szybach jako ślad jestestwa,
I jesienny
krajobraz – ten z pozoru smutny.
Kocham
modlitwy kosów błagalno – dziękczynne
Szum liści,
trzask gałęzi, szept zroszonej trawy,
Przemijanie wręcz
dzikie, nieuchwytne, płynne
I zadania, wyzwania i banalne sprawy,
Zapach bułek i
masła przykryty cebulą,
Posypany ziarenkiem
soli oraz pieprzu,
Zachód, co niebo
rozpala krwistą purpurą,
I wiatr, który
wciąż śpiewa partyturą szeptu.
Kocham park mój
w sąsiedztwie przepasany rzeką,
W którym siadam
na ławce oko w oko z czaplą,
W którym z podejrzliwością
kaczuszki mnie śledzą
A drzewa przesiewają
nad głowami światło.
Kocham ten mój
przyziemny kawałek Królestwa –
To moje tu i teraz
na tym skrawku ziemi,
Ten adres mój marnego,
krótkiego jestestwa,
Ten zaczyn moich
starych, zmurszałych korzeni.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz