Trzymałam w dłoni bukiety balonów,
A każdy nieba, wznosząc się, dotykał,
Kucając w geście mięciutkich ukłonów,
Gdy z obłokami błękitów się stykał,
Lecz ktoś, przechodząc, odciął te balony,
Więc po nich sznurki tylko pozostały...
Zniknęły wszystkie w oparach zasłony,
Co posępnością okryła świat cały.
Figlując z wiatrem, puszczałam latawce,
Które się wiły wstążkami w przestrzeni,
Lecz ktoś siedzący w sąsiedztwie na ławce,
Patrzący na mnie z rękoma w kieszeni
Wyrwał mi radość jakby z piersi serce...
Wstążki skrzydłami spłoszonego stada
Wnet odleciały i już nigdy więcej
Żaden z latawców ów skrzydeł nie składał,
Aby choć przysiąść sekundy ułamkiem
Na parapecie wzroku tęskniącego,
Co się wymyka spod powiek ukradkiem
W stronę dzieciństwa tak okradanego.
Puszczałam łódki robione z papieru,
Co fregatami nurtem się zdawały,
Ale z żaglowców ów płynących wielu
Jedynie cienie na rzece zostały...
Kładłam się ciałem pod powierzchnię trawy,
Aby się ukryć na dnie polnych kwiatów,
Aby okiełznać, oswoić obawy,
Co zawodziły przekleństwem zaświatów,
Lecz ktoś biegnący ku mnie w traw ów morze
Wyciągnął z głębin najgorsze koszmary,
Których sztorm zaznać spokoju nie może,
Wzmacniając siłę wręcz niezłomnej wiary,
Więc wyrzuciłam sznurki po balonach
I pozwoliłam latawcom odfrunąć,
Cienie po łódkach zamknęłam w kartonach,
By je na zawsze z rzeki mej usunąć,
I wynurzyłam się z fal ziół kwitnących,
By wreszcie stanąć na piasku złocistym,
Rozwinąć żagiel myśli mnie pchających
W kierunku jutra najmniej oczywistym,
Ale z nadzieją, która się nie zdarza
Słabym, uległym, siebie zdradzającym.
Na obojętność moją się naraża
Każdy, kto nie jest dziś mnie szanującym.
Znam swoją wartość - zatem nie pozwolę!,
By ktoś okradał mnie z podmiotowości.
Samotność z ciszą celebrować wolę
Niż tłum przyjaciół odartych z szczerości.
Stanęłam twarzą w twarz ze samą sobą
Na nogach, które ni krótkie, gliniane.
Idę przez życie z podniesioną głową
Szlakami, co są wciąż nieudeptane.
grafika pochodzi ze strony: tapeciarnia.pl

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz