Kadłub pierzasty niebo przecina,
Lotkami niczym wiosłami chlupiąc,
Gdy wiatr naporem pióra rozpina,
W skrzydłach jak falą przypływów pluszcząc.
Odbicie światła bladą poświatą
Żaglem brzemiennym w przód się napina.
Obłoki szare wypchane watą
Pienią się bielą niczym lawina.
Wzrokiem zań wodzę jako kotwica,
Która od dziobu się oderwała.
Bryza nadziemna zrasza me lica
Jakbym się cała nią rozpadała,
Uchodząc z piersi powietrza parą,
Co ciepłą smugą dym przypomina...
Patrzę na ptaki w odlocie z wiarą,
Że nowy etap się rozpoczyna
Życia, co które już spakowało
Albumy wspomnień i pamiętniki
I się pójść dalej zdecydowało,
Nie tęskniąc więcej za niczym, nikim.
Jesień niezmiennie mi przypomina,
Iż czas nie będzie czekać cierpliwie -
Ta nad przepaścią wisząca lina
Każe mi kroki śledzić wnikliwie,
Więc... albo przejdę na drugą stronę,
Albo z niej spadnę na zatracenie.
To, co już faktem jest dopełnione,
Ni nie odzyskam, ani nie zmienię.
Muszę się zatem patrzeć do przodu
Z nadzieją bycia jak w locie ptaki.
Zostawiam siebie dawną za młodu,
By, przecierając rozstania szlaki,
Dotrzeć do siebie lepszej - dojrzałej,
Bowiem świadomej bycia człowiekiem,
A!, że natury nie mam ospałej,
Mimo iż starsza robię się z wiekiem,
Pragnę jak łabędź, biegnąc po wodzie,
Machać rękoma i wzbić się w niebo,
By dusza, która goreje w głodzie,
Poddała ciało własnym potrzebom.
Ważę więc kroki, idąc po linie.
Przestrzeń przeszywa na wskroś mnie całą.
Kiedyś i moje bycie przeminie,
Chcę, by się zatem zadość że stało
To, kim mnie tworzą pasje, marzenia,
Umiejętności oraz zalety;
Chcę z satysfakcją rzec: Do widzenia!,
Nie zaś połykać z żalem: Niestety...

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz