Cisza... się w uszach mych zagnieździła
Jakoby świerszczy dźwięcznym cykaniem,
Za oknem echo, milcząc, spłoszyła,
Więc poderwało się wron krakaniem...
Wtem trzask, jak szczepy ogniem łamanej
I obgryzanej z drzazg płomieniami,
Gałęzi z łodyg obskubywanej,
Obsypującej się z drzew listkami,
Co powiewami w dół się kołyszą,
Przypominając łódki na fali,
Które w przestrzeni lekkością wiszą,
Szeleszcząc niczym potok w oddali...
I odgłos miękki oraz sprężysty
Traw uginanych rosy kroplami,
Które, spadając w ton krystaliczny,
Zdają się pękać w oknie szybami...
I łaskotania dźwięk wskroś przejrzysty
Liści, co na źdźbła puchem lądują,
I syk świszczący, i narowisty
Tumanów mglistych, które pompują
Dym spod parowej lokomotywy,
Co sapie, dyszy w pędzie wstrzymana,
I skrzyp zawiasów rdzawych kąśliwy
Jaki wydaje róża szarpana
Przez wiatr, co w pnączach jej uwięziony
Miota się, wierci jak w pajęczynie...
Słyszę wyraźnie blaszane dzwony
Dżdżu, co w parapet stuka złośliwie...
Cisza... i pluszcze, chlupie i chlapie
Jak wodorostów grube warkocze,
W których to sieci nurt rzek się łapie
I pod powierzchnią wód się trzepocze...
Cisza... w fotelu z kubeczkiem kawy
Połyka wzrokiem mą twarz w uśmiechu,
A czas z zegarów kapie łaskawy
Wyrozumiale i bez pośpiechu...

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz