Biegnąc po Ziemi, kiedyś się odbiję
I skoczę w przestwór tuż za horyzontem.
Ciało być może tego nie przeżyje,
Lecz dusza moja popłynie wraz z prądem
Wody się skrzącej miliardami świateł
Dryfującymi niczym nenufary.
Tę toń gwieździstą jak błyszczącą szatę
Zaciągnę nurtem na kręgosłup stary,
Który ułoży się na tafli lśniącej
Jakoby wiatrem liść z drzewa strącony...
Pode mną iskry srebrnie się mieniące -
Nade mną sufit diamentem zdobiony...
I zamknę oczy, w ciszę się wsłuchując
Marszczącą bezmiar bezkresnej przestrzeni,
Na lustrze której, w otchłań podróżując,
Wtopię się w lepkość słonecznych promieni
Jak okruch, co jest żywicą oblany,
Z bursztynu tworząc pancerz swej wieczności.
Czując pod sobą łaskotanie piany
Fal pląsających na wód szerokości,
Wstanę stopami do nich przyklejona,
W głębię perłowych kłębów opadając.
Rozłożę prężnie z ufnością ramiona,
Tumany bieli dłońmi rozcinając
Aż się obłoki rozstąpią puchate,
Pusząc kopuły śniegiem wypychane,
Przypominając rozczesaną watę,
Której są pukle cieniem upinane
W koki oparów miękkiej sprężystości
Swym rozwarstwieniem się nawarstwiające.
Pójdę lekkością kroków ku jasności,
Która nie razi w oczy niczym słońce,
A wręcz przyciąga ciepłem i spokojem,
Czemu nie sposób oprzeć się skutecznie...
Już nie żałuję i już się nie boję,
I wbrew wszystkiemu czuję się bezpiecznie,
Więc... gdy sen z powiek spływa jak łzą z oczu
A dzień zagląda zuchwale w źrenice,
Biegnę po Ziemi jakoby w amoku
I w głębi serca nieustannie liczę,
Że się odbiję i za horyzontem
Skoczę w przestworu bezdenną głębinę
Niesiona w jasność lekkim nieba prądem,
I że zasklepię westchnieniem szczelinę
Zachodu słońca, co gaśnie u progu,
Myśli zdmuchując jak ze świec płomienie.
Za swą tułaczkę podziękuję Bogu
I za mój powrót dający wytchnienie.
grafika pochodzi ze strony: tapeciarnia.pl

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz