Spojrzałam w oczy śmierci, co która
Nagle odeszła... z lęku przede mną?...
Znów zapłonęła radość... ponura?,
Że słońca miałam dokoła pełno!
Skrajne uczucia mrowiem mnie szczypią
I sprzeczne myśli krążą natrętnie,
Spokoju stany jak mleko kipią...
Już nie wygląda ten świat tak pięknie
Jak przed mych powiek się podźwignięciem...
Nadal zachwyca, lecz nie! płomiennie
Jakby kolory zaszły blaknięciem,
Jakby był chory, bowiem mizernie
Się prezentuje na tle mych wspomnień,
W których odbiciem raju się zdawał.
Teraz się stroi nędzniej i skromniej...
Czyżby najlepsze już porozdawał?
Gdzie moje miejsce? - w głowę zachodzę...
Znam każdy szczegół wręcz detalicznie,
W dezorientacji jak ślepiec chodzę.
Życie mnie cieszy, lecz... połowicznie?!
Jak ptak się czuję, który po zimie
Powraca wiosną na stare śmieci,
Krąży w osikach, brzozach, leszczynie...
By, póki słońce w koronach świeci,
Wybrać na gniazdo miejsce stosowne
Pod zadaszeniem liści gęstwiny -
Tak do przedwiośnia dziś jest podobne
Bycie z odzysku... by dla przyczyny!
Traktuję ludzi z wielkim dystansem.
Samotność moją wszak pokochałam.
Podążam ufnie w dal dyliżansem
Refleksji, które rozkołysałam
Na drodze twardej, pełnej wybojów,
Kamieni, co się w koła wgryzają
W rytm stoickiego niemal nastroju,
Choć osie rzężą oraz zgrzytają.
Przez okna patrzę mojej zadumy
Jak przez soczewkę od mikroskopu
Na rozwścieczone, zajadłe tłumy
Chcące mnie wciągnąć w odmęt kłopotów
I, połykając ich jadu czarę,
Nie dbam o szepty oraz przytyki.
Mając wszak w sobie niezłomną wiarę,
Zgniatam nienawiść niczym patyki
Jakoby węża, którego stopą
Łeb rozłupuję trzaskiem orzecha.
Cenniejsza dzisiaj niżeli złoto
Jest cisza, co mnie, tuląc, pociesza
I czas spowalnia, oddech wstrzymując,
Przez co się Ziemia już nie obraca.
Życie na nowo me kontemplując,
Wiem, co naprawdę w nim się opłaca.

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz