środa, 20 listopada 2019

WIECZÓR

Zatrzymały się zegara wahadła
I wskazówki zamarły jakby w strachu.
Cisza obok z lampką wina usiadła,
Przesiewając przez palce perły piachu.

Z gramofonu trzask unosi się senny.
Płyta niemo wiruje jak w obłędzie,
A gwiazd blask wtapia w okna się bezcenny,
Mieniąc się srebrną łuską niemal wszędzie.

Głowa moja jak kropla na kanapie
Spływa w dół pod ciężarem zamyślenia,
W sieci rzęs wzrokiem świateł płatki łapię,
Płynąc hen ławicami rozmodlenia.

Moja łódź – ta na której się unoszę –
Płoszy wód elastyczne jej pierścienie.
Ręce swe w stronę nieba ufnie wznoszę
Jakbym chciała złowić w dłonie swe promienie.

Przestrzeń drży jak muśnięta wargą wiatru.
We mnie zaś wypłoszona myśl jednaka,
Aby dziś się uważnie przyjrzeć światu –
Ujrzeć go z wysokości lotu ptaka.

Jestem więc zostawiona sama sobie
W czterech ścianach z kroplą wina na ustach,
Ze skrzydłami niczym z wiankiem na głowie,
Z samotnością, co wydaje się głucha.

Wdrapuję się po wahadłach zegara
Na wskazówki, które drzemią w bezruchu.
Moje ciało całe życie się stara,
By pozostać beztroskie w lekkim duchu.

Niech na dłużej zostanie ze mną wieczór,
W którym wszystkie wspomnienia towarzyszą
Mej pamięci i staroci na przekór,
Aby zawsze szczęśliwą być mi przyszło.

Ciskam w kąt wyniosłymi potrzebami,
Które na co dzień mnie mrzonką zwodziły.
Teraz, kiedy życie dawno za nami,
Na wspomnienia właśnie gromadzę siły.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz