mojemu synowi
Tyle już
upłynęło ze źródła wód,
Tyle kropel
wsiąkło bezpowrotnie w ziemię…
Nasze wspólne życie
to prawdziwy cud,
Chociaż drogą
były na co dzień kamienie.
Tyle chciałam
Ci Synku od siebie dać,
Ale niewiele
wywalczyć potrafiłam.
Los jedynie
zapragnął żądać i brać,
Więc nie taką,
jak chciałam, matką byłam…
Tyle miałam
radości uskrzydlonej,
Tyle balonów w
kolorach na druciku,
Tyle nadziei w
sobie wymodlonej,
Ale wiatr w
oczy i dziurę w portfeliku…
Już widziałam
pod stopami szczyty gór,
Obłokami
otulałam nam ramiona,
Nasze ręce w
pelerynie białych piór
Rozkładałam w
rozłożystych parasolach,
Ale…
scenariusz stał się czarno – biały,
Marzenia
latawcem zerwanego sznurka
Wzbiły się w
niebo, z którego spadały
Nie gwiazdy,
lecz nasze wyrwane piórka…
Chciałam Ci
cały świat rzucić pod nogi
I stworzyć
warunki godne królewicza,
Zapewnić
spokój nienaganny, błogi
I życie, które
nie smuci, a zachwyca,
Musiałam
jednak stawić dzielnie czoła
Wszelkim
kaprysom złośliwej codzienności.
Smok ogniem
ziajał zewsząd i dokoła,
Lecz go
stopiły płomienie mej miłości
I przez kałuże
łez o smaku goryczy
Przeskakiwałam,
niosąc Ciebie w objęciach
Z okruszynami
w kieszeniach słodyczy
Dawanych Tobie
z pasieki mego serca.
Pewnie
niewiele tej uciechy było
I pewnie
niedosyt czujesz wygłodzony.
Tak mało z
moich celów się spełniło.
Los był plecami
na co dzień odwrócony.
Jednego tylko
zabrać nie potrafił –
Mojej miłości,
którą byłeś i jesteś.
Może
zazdrością się o miłość dławił,
Wrogością o nasze
cudem rwane szczęście.
Przebacz Najdroższy
me wszelkie potknięcia,
Niedoskonałość,
albo i zaniedbania.
Niech Twoja
dusza mimo to pamięta
Ułomnej swej matki
oznaki kochania –
Wszystkie,
wspólne chwile szczerej radości,
Nurkowanie w
zaspach śniegu, w deszczu tańce,
Rozrzucanie
liści dla przyjemności,
W kopach siana
fikołki, podskoki, harce,
Wieczorne
podróże w czytanej książce
I nocne
rozmowy przed snem do poduszki,
Fantazje
puszczane w błękit na wstążce,
Szkicowane
cieniem na ścianie paluszki,
Pocałunki we
włosach, na powiekach
I nasze spojrzenia
zrośnięte miłością…
Wszystko
przeminie, bowiem czas ucieka,
Ale my
przetrwamy, stając się wiecznością.
Nic nie ma nad
to uczucie do Ciebie,
Nic bardziej
szczerszym i trwalszym się nie stanie.
Choć świat
przeminie, to na wieki w Niebie
Będzie triumfować
do Ciebie me kochanie
I to bogactwo
mej ubogiej duszy
Tobie oddaję jakoby zdrój powietrza.
Miłość do
Ciebie, co złe we mnie kruszy.
To dzięki
Tobie z dniem każdym jestem lepsza,
Więc trudno
teraz stwierdzić z zapewnieniem,
Kto kogo w sobie
naprawdę rozmiłował.
Jesteś dla mnie Syneczku mym istnieniem.
W Tobie Bóg największy
skarb mi podarował.
Przyjmij więc wdzięczność
z pomarszczonych dłoni
I światło źrenic,
które już wygasają.
Niech Twoje palce
na mej siwej skroni
Myśli spragnione
i smutne pocieszają,
Bym mogła poczuć
kroplę ukojenia,
Że – jako Twa matka
– nie najgorszą byłam,
I abym w akcie
rachunku sumienia
Poczuła wreszcie,
że sobie przebaczyłam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz