piątek, 15 listopada 2019

MOJE OCZY...


Moje oczy, którym światła promienności
Zazdrościło niepoprawnie nawet słońce,
W których czarnej i bezdennej głębokości
Odbijało się gwiazd setki i tysiące…

Moje oczy z kroplą bursztynu, pirytu
Cargą rzęs oprawione jak tatarakiem,
Lśniące kredowymi kartkami zeszytu,
Niezdolne napoić ciekawości światem.

Moje oczy, co sięgały za horyzont,
Co wzbijały się do lotu niczym ptaki.
Moje oczy,… którym dzisiaj tylko przyszło
Widzieć obraz monotonny i nijaki,

Które płowe się zrobiły w swej szarości,
Po omacku się snujące za miłością.
Moich oczu już mi chyba nie zazdrości
Nawet księżyc, co się srebrzy swą skromnością.

W moich oczach oceany samotności
Z bladym światłem tej tęsknoty, co w nich mieszka
Zdają patrzeć się przed siebie w strach nicości
Przerażone od ciemności, co je czeka.

Moje oczy jak lampiony na werandzie
Przedzierają się z trudnością przez powoje,
Jak wygasłe, niepotrzebne już latarnie
Odbijają światło duszy i nastroje.

Nikt w me oczy nie zagląda z serdeczności,
Nikt w nich bowiem nie dostrzega nic pięknego.
Kiedyś były galaktyką namiętności
I żywiołem intelektu płomiennego.

Dziś już nie są drogocennym kaboszonem,
Lecz krzemieniem w bruzdach ziemi porzuconym.
Choć w nich tli się jeszcze życie nieskończone,
Czas się zdaje tylko żarem przygaszonym.

Moje oczy jak jeziora melancholii,
Łez, co błękit odbijają nieba szklany
Zamykają się opornie i powoli.
Wzrok z ich źrenic jest brutalnie wyrywany.

Śmierć zaciągnie kiedyś płytę moich powiek.
Wrzosem rzęsy się pokruszą snem głębokim.
Dobrej nocy – moim oczom szeptem powiem
I uniosą mnie na dłoniach swych obłoki.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz