czwartek, 27 kwietnia 2023

MÓJ CZAS

Jestem zmęczona marszem pod górę,

Której to zbocza ciału nie służą.

Co, kiedy człowiek czuje się szczurem?

Co, gdy złowieszczo inni mu wróżą?


Palce me wbijam w wąskie szczeliny,

Więc odrętwienie dotyk zabija.

Nie mam ni szelek jak również liny.

W przepaść mnie ciągnie wygięta szyja.


Wsuwam swe stopy na gzyms skalisty,

Wisząc nad ziemią w uprzęży wiatru.

Grunt się pode mną zdaje zbyt śliski.

Jestem, wciąż jestem!, na linii startu.


Ścięgna jak nici pękają w bólu.

Kamieni strumień spłynął pode mną.

W głowie od myśli jakoby w ulu,

Więc mam za sobą znów noc bezsenną.


Czuję jak w stawach sparciałym paskiem

Chrzęści me trzeszczą pęknąć gotowe.

Urwisko wisi nade mną daszkiem.

Serce się zdaje nadal miarowe,


Więc rękę w niebo znowu wysuwam

Niczym tonący, by pomoc chwycić.

Stopą zaś schodek ciasny wyczuwam,

Choć nie mam jeszcze że się czym szczycić,


Bowiem szczyt ciągle jest niezdobyty,

A ja się pod nim huśtam na dłoni.

Za mną szlak w dole strachem spowity.

Ciało zaś potu łzę za łzą roni.


Mimo to nie dam strącić się w przepaść

I będę walczyć na śmierć lub życie.

Jeżeli muszę wbrew woli przegrać,

Żeby nie stanąć wreszcie na szczycie,


To choć z honorem i satysfakcją,

Że dałam z siebie wszystko, co mogłam.

Jeśli się czas mój wyda abstrakcją,

Z dumą oznajmię: "Dzielnie go wiodłam!"


I zamknę oczy niepokonana,

Zadowolona z własnego wkładu,

Później przed Bogiem zegnę kolana

I dusza z ciałem dojdą do ładu.

grafika pochodzi ze strony: tapeciarnia.pl





I zamknę oczy niepokonana,

Zadowolona z własnego wkładu,

Później przed Bogiem zegnę kolana

I dusza z ciałem dojdą do ładu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz