środa, 25 października 2023

ARTYSTKA

Nic mnie nie smuci pomimo szarości,

Która za oknem płacze czymś zraniona,

Na którą wiatr się bez współczucia złości,

Która ma prawo czuć się odrzucona.


Kończę kolejnych strof zapisywanie.

Zegar zaprzęga mnie do przyziemności.

Trzeba mi podjąć to przykre wyzwanie,

Choćbym się chciała oddać przyjemności


Bujania w chmurach, błądzenia w obłokach

U boku słońca, co posępne bywa,

Aby na wszystko popatrzeć z wysoka,

Rozeznać, gdzie się los szczwany ukrywa,


Żeby mnie znowu czymś złym nie zaskoczył -

Kiedy mu przyjdzie do żartów ochota,

Wtedy mu spojrzę z zuchwałością w oczy.

Niech się złapany na gorącym mota.


Och, jakże trudno się buty zakłada,

Co mi ołowiem ciążą niemożliwie.

Nie każdy, by żyć przyziemnie, się nada.

Nie każdy czuje się w butach szczęśliwie.


Chciałabym boso nad ziemią móc biegać,

By źdźbła mnie trawy w stopy łaskotały

I aby rosą, co z nich cieknie świeża,

Nogi swobodne w tańcu obmywały.


Mnie nie potrzeba do szczęścia pieniędzy,

Jedynie pióra oraz kałamarza.

Niestety często takim jak ja w nędzy

Zmagać się z dolą czy niedolą zdarza.


Niełatwo ciało wyżywić miłością

Do słów, co których większość nie rozumie.

Dlatego w żalu i z ciężką przykrością,

Choć się w tym dusza odnaleźć nie umie,


Wciskam się w tryby nieciekawej pracy

Kromkami chleba obdarowywana,

A bym wolała miast tej złotej tacy

Na której dają kawior i szampana,


Mieć zaszczyt robić, co kocham szalenie,

Co powołaniem zuchwale nazywam.

Prawdziwą radość daje wszak spełnienie,

Którym niekiedy do lotu się zrywam,


W gwiazdach szybując, ręce rozkładając

Jakbym wszechświaty objąć nimi chciała.

Obym, rozkosznej wolności kosztując,

W ryzy chodników wracać nie musiała,


Lecz... trzeba przerwać to rozkojarzenie,

Bo społeczeństwo mnie za kostki trzyma.

A, że uskrzydla mnie senne marzenie,

Nie wiem, gdzie jawa się kończy, zaczyna.


Na wpółprzytomna zatem funkcjonuję,

Co się wydawać może niemożliwe.

W stanie natchnienia zatem zapisuję,

Co jest w doznaniach więcej niż prawdziwe.


Nie prostą rzeczą jest dla mnie, niestety,

Być rolką, płytką w ogniwie łańcucha.

W tym nie dostrzegam wszak żadnej pociechy.

Do tego ciało mnie tylko przymusza.


Dusza zaś błądzi, hula i żegluje,

Włóczy się w porach dlań nieprzyzwoitych;

Co jutro będzie? - mało się przejmuje,

Kiedy obecny dzień jest niespożyty.


Budzi się wiecznie przed wschodami słońca

I spać nie chodzi, ciągle fantazjując.

Jej aktywności nie uraczę końca,

W niej niepoprawnie wciąż dzieckiem się czując.


I nie dbam o to, czy nadal wypada,

By w moim wieku skakać po kałużach

I biegać w halce, kiedy wieje, pada

Wściekła śnieżyca albo gniewna burza,


Dlatego zawsze, gdy idę do pracy,

Choć się wydaję doń przysposobiona,

Wola z rozsądkiem nieugięcie walczy,

By nie musiała milczeć przymuszona,


Co się objawia wiosną mentalności,

Ciała jesiennym zaś usposobieniem.

Będąc świadomą wrodzonej sprzeczności

Czuwam nad zmysłów swych nie zatraceniem,


Na kartkach tworząc obszerne zapiski,

Które się ulgą błogą okazują.

Każdy, ktokolwiek jest mi szczerze bliski,

Wie, że artyści tak się właśnie czują


I że normalni, cokolwiek to znaczy,

Być nie potrafią - nie dla nich ta nuda.

Tacy, czy w domu, na mieście, czy w pracy,

Się wymykają, gdy tylko się uda,


W fantasmagorie wbrew rzeczywistości,

Co się nie godzi na takie wybryki.

W podskokach pędzą w dzikiej namiętności,

Od przyziemności stosując uniki,


I niczym dziatwa wiszą na gałęziach

Głową do dołu w wianku polnych kwiatów.

I choć ich boli od starości w lędźwiach,

I choć ich mają często za wariatów,


Pędzą pod niebem jakoby latawce

Z bukietem wstążek w potarganych włosach.

Dmuchają bańki mydlane, w dmuchawce.

Są niczym ziarno w niedojrzałych kłosach.


Kiedy odchodzą, co nieuniknione,

Wertują w myślach spisane pragnienia,

Ażeby sprawdzić, co jest niezrobione

I co zasili jedynie marzenia.


Ach... Być artystą to piękny przywilej.

Życie, choć proste, wielce jest bogate.

Wyciska każdą z całej siły chwilę,

Aby zakręcić jak ruletką światem,


Więc czas wiruje niczym karuzela,

Słodko smakują nawet cierpkie żale.

Odejdę zatem w podskokach wesela

I się zaśmieję głośno, i zuchwale.


Niechaj mnie wezmą ludzie na języki.

Jestem artystką, zatem mam to w nosie!

Echem rozrzucę wiersze i wierszyki.

Dam głos i bajkom, dramatom i prozie.

grafika pochodzi ze strony: tapeciarnia.pl



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz