O, jakże mi
błogo i jakże przyjemnie!
Zda się, że
jestem piórkiem na puchu wiatru.
Nurt jego na
dłoniach niesie mnie misternie
I ponad
pętlami zawirowań czasu.
Jego szum i
szelest niczym pluski wody
Wkradają się
do ucha rozkosznym szeptem.
Opuszkami
palców jakby dla urody
Dotyka mej
twarzy, zapewniając: „Jestem…”
Unoszę się nad
ziemią coraz to wyżej.
Nagie ciało obłoki
w jedwabiu tulą.
Nie zmienię swego
lotu, nie zejdę niżej.
Planeta pode mną
przestaje być kulą,
A jedynie punkcikiem,
okruchem wśród gwiazd,
Którego nikt zmysłem
nawet nie dostrzeże.
Przestał mieć znaczenie
i zatrzymał się czas,
Więc mi nic już
nigdy więcej nie zabierze.
O, jakże mi błogo
i jakże przyjemnie!
Na wskroś mnie
przenika przestrzeni muzyka.
Płynę jak uśpiona,
mimo to bezsennie.
Pochłania mnie
Niebo – świat pode mną znika.
U stóp tylko wiszą
strzępy grawitacji
Niczym nitki trawy
muśniętej z murawy.
Lecę w górę jakby
na skrzydłach fantazji,
Że nie wrócę?!,…
nie mam już takiej obawy.
Powoli me ciało
niczym pąk na drzewie
Pęka, się rozchyla
drobnymi łuskami,
A dusza w wiosennym,
owocnym powiewie
Zdaje się rozkwitać
kwiatu opłatkami…
Coraz częściej
bywam tutaj nieobecną.
Choć mnie wszyscy
widzą, nikt mnie nie poznaje.
W powiciu spacerów
bywam niedostępną –
Marzę… i bez żalu
z światem się rozstaję.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz