piątek, 6 grudnia 2019

ZIMOWĄ PORĄ


Trzymam w dłoniach kubek ze szczyptą cynamonu,
Roztartego imbiru, bursztynami miodu
I rosą pomarańczy, co po całym domu
Rozpływa się zapachem sennego ogrodu,

Który właśnie przez okno uchylone wpada,
Szronem topiąc swe ślady rozbiegane wokół,
I przy kuchni kaflowej na krześle przysiada,
Celebrując trzask ognia, jak i błogi spokój,

A za oknem gałęzie w srebrzystych warkoczach
Pod welonem mgły, która mrozem haftowana
Strzępi się niteczkami szadzi i na włosach
Drzew osiada jakoby perłami wpinana.

Błękit kruszy się bielą płatków spadających
Trzymając w rękawicach puchu całą ziemię
Jakoby gołębicę w piórach srebrnie lśniących,
Która ufnie ku niebu unosi spojrzenie,

A w krzewach niczym w sieci ławicami ptactwa
W hałaśliwych debatach wróble spory toczą,
Niemogące rozstrzygnąć gdzie prawdy jest racja,
Więc je echo przedrzeźnia swą nutą ochoczo.

Sosny w futrach śniegowych jakoby pielgrzymi
Pochylają się cicho zastygłe w modlitwie.
Wiatr pomiędzy zły krąży i zamiecią dymi
Jak kadzidłem , rzucając w przestrzenie srebrnikiem,

A brokatem się mienią kryształowe ściany
Jakby wszechświat gwiazdami spadł ludziom pod nogi.
Świat się zdaje baśniowy, niczym nieskalany,
Chociaż chłodny i w mrozie przeogromnie srogi.

Spod dachówki wystają kły jakoby lustra,
W których można zobaczyć blask własnego wzroku.
Płot otula wełniana, gruba, ciepła chusta
W sikoreczki i gile niczym ziarna grochu.

Droga iskrzy płomieniem przydrożnych latarni,
Przeliczając skradzionych kroków roztrwonienie.
W dali słychać z łoskotem dźwięk pędzących sani,
Jak i dzieci beztroskich szczere rozbawienie.

Już niebawem nadejdzie Boże Narodzenie,
Choć już teraz pokoje pachną piernikami
I już teraz w podskokach biega rozmarzenie,
Przeglądając albumy, sypiąc wspomnieniami…

Trzymam w dłoniach kubeczek całkiem opróżniony.
Pod stopami pies leży i mi się przygląda,
Na fotelu kot mruczy w poduchę wtulony,
Cisza senność rozstawia po mieszkania kątach,

A mnie żal iść spać teraz, kiedy wokół bajka,
Która szeptem przedstawia całe me dzieciństwo.
Trochę boję się tego, że śmiałość poranka
Dłonią światła odbierze mi to cenne wszystko,

Że się zbudzę i poznam, że tego nie było,
Więc się modlę i proszę Siłę Przenajświętszą,
By choć jeszcze raz w życiu to się powtórzyło,
Dzięki czemu z dniem każdym staram się być lepszą.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz