Sen kusi me
powieki, wabi tajemnicą,
Marzeniami
prowadzi w miejsca nieodkryte.
W dali twarz
mą odsłania przyszłość bladą świecą.
Rysy są
nieuchwytne i lekko rozmyte.
Dokąd zatem
prowadzi ta droga w półmroku?,…
Która wije się
wstążką bezimiennych kroków.
Co się tak
niestrudzenie przegląda w mym oku?
Co się kryje
pod kapą sunących obłoków?
Wiem, że
jestem już dalej niż godzinę temu,
Chociaż czas
zda się z miejsca nie ruszać w ogóle.
Ktoś ciągnie
mnie do przodu wbrew wszystkim, wszystkiemu.
Widzę cień
Tego Kogoś w najmniejszym szczególe.
Życie moje się
toczy, lecz jakby poza mną,
Jakby Ktoś
mnie obsadził w trzeciorzędnej roli.
Scenariusz
napisany jest dłonią staranną,
Ale nie dla
mych pragnień, więc niekiedy boli,
Że tak wiele
przez palce przecieka jak woda,
Że się kończy
za szybko lub wcale nie bywa,
Że w nadziei
jedynie jest życia osłoda,
Że historia mi
obca staje się prawdziwa.
Nie wiem, czy
jutro jeszcze przekroczy próg domu,
Czy zajrzy do
mnie w gości chociażby na chwilę?
Czekam w mej
samotności, nie wierząc nikomu,
Wiem bowiem
jak nierzadko sama też się mylę.
Sen krąży
wokół niczym cierpliwy duch końca.
Zasiada nieraz
obok na trzeszczącym krześle.
Patrzy na mnie
jak czekam, wypatrując słońca,
I uśmiecha się
szczerze, gdy świtem się cieszę,
Jakby znów mi
darował dzień jeden w prezencie
Bez żadnych
ceregieli, bez wstążek, kokardek –
Po prostu
skromnym biciem poruszone serce,
Pamiętnik ze
stronicą jeszcze czystych kartek…
I zda się: nic
wielkiego, bo to tylko tyle,
Lecz dla mnie
to bezcennym wydaje się skarbem.
Każdy oddech z
mej piersi jak w kwiatach motyle
Bywa niczym
szczególnym w porównaniu z wiatrem,
Ale kiedy się
przyjrzysz motylom na łące,
Kiedy
spłoszysz ich stada z kielichów kwiatowych,
Poznasz piękno
niezwykłe, gdy skrzydeł tysiące
Spłyną na
ciebie deszczem płatków kolorowych.
Tak bywa i z
oceną ludzkiej codzienności,
Którą to sen
zwodzi pokusą odprężenia,
Niosąc każdym
wydechem duszę do wieczności
Niczym
świetlika w lampie wszelkiego istnienia.
Przykładam
zatem głowę do mojej poduszki.
Zasypiam z
niepewnością, czy rankiem się zbudzę?...
Rzęsy się
splatają niczym ścieżki i dróżki
Na szlaku, na
który... być może nie powrócę.
Dobranoc ciało
moje zmęczone wstawaniem.
Dobranoc ma
duszo, co wzbić się chcesz do lotu.
Kończę dzień
owym krótkim, wdzięcznym pożegnaniem.
Zasypiam spokojna,
nie czyniąc wam kłopotu.
A, jak będzie jutro
i czy wzejdzie ponownie?
Czy się zmysły
przebudzą, czy dusza w dal czmychnie?...
Nic nie powiem,
by zasnąć, lecz nie gołosłownie.
Może bańką mydlaną
moje życie pryśnie?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz