Może wyglądam
przez okno ostatni już raz.
Może
przerywanym oddechem męczy się czas
I niczym nić
rozdziera się na włókien strzępy.
Może… dlatego
deszczu lecą łez diamenty…
Wyciągnęłam z
kredensu płatki porcelany
Na spodku,
który z działek kielicha utkany
Wydawał się
wyrastać kwiatem z moich dłoni
Napełniony
herbaty świeżym pyłem woni
I stałam z
filiżanką na życia zakręcie,
Z jej kruchością,
co liściem opada na ręce.
Wyglądając przez
okno może raz ostatni
Oswojony przez
zdolność mojej wyobraźni.
Usta jak motyl
spoczęły na filiżance,
Niczym rosa niesiona
na sukni falbance,
Celebrowały każdy
łyk jak pocałunek,
Jak bezcenny od
życia słodki podarunek
I pieszczotom zmysłowym
bezwstydnie uległe,
W bezsłowiu zanurzone,
w bezdźwięku przebiegłe
Rozchylają warg
łuki jakby motyl skrzydła,
Który wpada bezradnie
w słońca złote sidła
I nagle na mych
ustach spragnionych czułości
Zaduma światłocieniem
kontur wrażliwości
Kreśli na linii
górnej mych ust w rozchyleniu
Zastygłych w geście
ciszy, poddanych milczeniu…
I niby to banalne
sączenie herbaty
Nic się nie liczy!,
i nic wielkiego nie znaczy,
A dla mnie to szczęścia
piękne doświadczenie,
Bo może ostatnie
mej chwili istnienie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz