Rwie się ma
dusza w przestrzenie błękitne
Jak motyl,
który kokon swój opuszcza.
Chciałaby
wtopić się w światło przejrzyste.
Dławi ją
ciało, co się tym nie wzrusza.
Płonie ma
dusza w ogniu niepokornym
Pełna energii
i dzikiej radości,
Lecz ciało bez
niej stanie się samotnym
I porzuconym
miejscem bezradności,
Więc ją w
objęciach trzyma z zawziętością
I nie pozwala
jej w niebo odfrunąć,
I z tą – dla
siebie – zwykłą zachłannością
Każe jej
smutnej po ścieżynach sunąć,
A ona rwie się
do szczytów gwieździstych,
I dłonie wznosi
do nich wygłodzona,
Niczym
latawiec w falach promienistych
Wolności pięknem
codziennie wabiona;
Lecz ciało nieme
na jej dźwięk błagania
Zdaje się pędzić
życie w spokojności,
A w nim ma dusza
z niemocy się słania
Żebrząc o kroplę
życzliwej litości.
Nie ma zgodności
pomiędzy materią
A duszą, która
pragnie czegoś więcej
I której dziś świat
nie traktuje serio
Mimo, że z żalu
pęka w ludziach serce.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz