Zobaczysz na
nieboskłonie rozpostarte skrzydła –
To wiatr me
ciało latawcem w przestrzenie uniesie,
Bo mi ziemia
rdzewiejąca znudziła się, zbrzydła,
Budząc w mej
duszy bezlistną, zapłakaną jesień.
Wzbiję się
ponad wszystkich i wzlecę ponad wszystko,
Zrzucając
druty kolczaste siły grawitacji.
Chcę!, by
cokolwiek niedobre niczym bańka prysło.
Pragnę się
unieść w przestrzenie bezkresnych fantazji
I niczym ptak
poczuć wiatru najmniejsze pieszczoty,
I lekkość bytu
w błękitnych oceanach marzeń.
Pragnę nabrać pełne
wiadra do życia ochoty!
Chcę się pozbyć
niemiłych wspomnień oraz zdarzeń…
Kiedyś wzbiję się
wolna w pieniste fale nieba
I zobaczysz jak
przepięknie nad ziemią dryfuję.
Budzi się w moim
sercu nieodparta potrzeba,
Że jakoby puch
dmuchawca w obłokach wiruję.
Chcę doświadczyć
wolności na wskroś przeszywającej
Moje ciało i duszę
zmęczoną wędrowaniem.
Chcę zniknąć w
słońca łunie wschodzącej, zachodzącej,
Poznać – czym dla
ptaków jest podniebne szybowanie?...
Zobaczysz, kiedyś
rozłożę ramiona do lotu.
Stanę na parapecie,
czekając na porwanie,
Potem!,… odkleję
się światu bez trudu, kłopotu
I poniesie mnie
w wszechświat swym nurtem żeglowanie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz