Wyciągam ręce
do słońca,
By złowić w
dłonie promienie,
By miodu lawa
gorąca
Stopiła w
sercu zmartwienie
I zda się
kroplą skapnęło
Na palce w
geście proszenia,
Lecz nagle
gdzieś wypłynęło,
Rzucając na
dłoń ślad cienia
I jakiś
smutek, tęsknota
Zmusiły duszę
do płaczu.
Straciła
liście ochota,
Nie budząc
żalem hałasu.
Stanęłam w
większej przestrzeni.
Rozkładam ręce
pod niebem,
Na którym
światło się mieni,
Spadając
blaskiem na ziemię,
Więc dłonie
czujnie rozkładam,
By chwycić
iskry nadziei
I w cierpliwości
zapadam
Jak na puchowej
pościeli,
A na mych palcach
się wiją
Płomienie złotej
jasności.
Z podziwu poruszam
szyją,
Nie kryjąc oznak
radości,
Bo zda się niebo
gwieździste
Na moich dłoniach
spoczywać.
Ma takie barwy
przejrzyste;
Chcę się w ich
blasku rozpływać,
Lecz szczęście
bywa ulotne
I płoche w każdej
godzinie,
A życie często
przewrotne,
Więc w jego cieniu
świat ginie,
Dlatego warto czasami
Banalną cieszyć
się rzeczą,
Wędkować długo,
latami
Dla sekund, które
nas cieszą.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz