Rozsypałam po
drodze ziarenka nadziei,
Parę kropel
strąciłam ze zroszonych oczu.
Każdy ślad
mojej stopy za mną się zieleni.
Idę prosto
przed siebie, nie odwracam wzroku,
A za sobą
zostawiam włosy rozścielone,
Co pajęczyn
srebrzystych zdają się niteczką,
I wspomnienia
jak pióra wiatrem rozproszone,
Dojrzewające w
sercu jak chleb pod ściereczką;
A za sobą
zostawiam mgiełkę moich perfum,
Abyś znalazł
mnie kiedyś i nigdy nie stracił…
Gałęzie drzew dokoła
jak z dłonią chciwy tłum
Szeleszczą: „Za
wszystko trzeba będzie zapłacić”.
Siadam więc przy
drodze u boku rozrzewnienia,
Bo przecież nie
pozbieram tego, co za sobą
Zostawiłam w wyniku
stanu roztargnienia,
Będąc wczoraj młodziutką,
beztroską osobą.
Dziś choć bardziej
dojrzała, lecz ciągle przy książce,
Doceniam każdy
okruch traconego czasu.
Przyglądam się
za sobą postrzępionej wstążce
Gasnącej gdzieś
w zaroślach półmrocznego lasu…
Nie wrócę już,
nie cofnę wskazówek zegara.
Muszę dalej przed
siebie iść, choć nie wiem… dokąd?
Może jutro ma dusza
bardziej się postara,
Kiedy ujrzy wschodzący
nadzieją widnokrąg.
Dziś czas w podróż
wyruszać bez zbędnej rozpaczy
I za sobą zostawić
to, co niemożliwe.
Iść!, gdziekolwiek,
cokolwiek to w mym życiu znaczy,
By podnosić spod
stopy wszystko, co szczęśliwe.
Moje słońce powoli
przecież już zachodzi,
Zapisując na kartkach
wyrzuty sumienia.
I choć z każdym
dniem we mnie ma młodość się rodzi,…
Nieuchronnie me
ciało kruszy się i zmienia.
Nie żal jednak
mi gasnąć niczym płomień świecy,
Bo przede mną widnieje
inna perspektywa –
Czas się kurczy
i patrzy wciąż na moje plecy,
Lecz jasnością
przede mną wieczność się rozpływa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz