Pod powiekami mam drzwi mojej duszy
–
Czarne jeziora prawdy nieskażonej.
Jak tylko czujność powieki poruszy,
Można w nich ujrzeć siłę
niestrudzonej
Kobiety, która podnosi się ze
zgliszczy,
Nadziei skrzydłem zahacza o chmury,
Trudności życia niestrudzenie niszczy,
Choć jest niewielkiej, mizernej
postury.
Nie mam potężnej, niezłomnej
natury,
Nieśmiertelnego w wytrwałości
ducha,
Po prostu każdy czas, choćby
ponury,
Choćby w nim była najgorsza
posucha,
Wtulam do serca niczym dziecię
matka,
By uspokoić burzliwe zwątpienia
I jak w radości szalona wariatka
Pędzę przez drogi bez tchu i
wytchnienia.
Za krótkie życie – więdnie z każdą
chwilą
I niczym kwiaty, co w słonecznym
żarze
Bezradnie w smutku główki skromne chylą,
Tak i my wszyscy będziemy się starzeć,
Więc pora słuszna i wielka potrzeba,
By zawsze widzieć tęczowe pastele
Nawet na skroniach żałobnego nieba,
Bo życie płynie, czasu jest niewiele.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz