Jakimż pięknym językiem Wandzia
przemawiała,
Kiedy się publicznie w modlitwę
angażowała
I przeplatając paluszki paciorem
różańca,
Miała pokorną minę – nie triumfu,
lecz poddaństwa.
Wszyscy więc panią Wandzię nad
podziw podziwiali
I z niej też w pobożności przykład
brać się starali,
Bo kiedy na nią patrzyli w tym
akcie oddania,
Mieli wrażenie, że niebo anioła
odsłania.
Lud Wandzię świętą okrzyknął zanim
Pan Bóg zdążył,
Więc wieść o świętej Wandzie po
wsiach i miastach krąży.
Zdawałoby się, że Chrystusa
Odkupiciela
Pobożność pani Wandzi przyćmiewa,
onieśmiela –
Taką to piękną sławą okryto panią
Wandzię,
Że nawet!, gdy stanęła w polu czy
na werandzie,
To do niej lud kierował modlitwy i
intencje,
Klęcząc jak przed Majestatem i
splatając ręce.
Wiara w tę świętość Wandzi tak
wszem się rozszerzyła,
Że Wandzia niczym królewna w
przywilejach żyła,
Za audiencje u siebie opłaty
pobierała,
Wszystkich wokół ganiła i
krytykowała,
Przeklinając oraz bluźniąc w
nerwach bez ustanku
Czy to w kościelnym przedsionku,
czy w domowym ganku.
Przeplatając zaś różaniec z
modlitwą na ustach,
Myślała, czy jej rośnie w polu
groch i kapusta,
Czy się kury w grzędach będą niosły
wyśmienicie
Czy obrodzi w portfelu i
szeleszczącym życie,
By jej wszyscy sąsiedzi bogactwa
zazdrościli
I aby (gorzej niż ona) w nędzy,
biedzie żyli.
Zaniedbywała Wandzia w odmawianej
modlitwie
Ludzi, których to intencje pomijała
sprytnie,
Koncentrując się jedynie na własnej
miłości
I o dobro własne egoistycznej
dbałości.
Mimo wszystko dla parafian świętą
pozostała
I na ludzkiej naiwności strasznie
korzystała,
Bo ludzie taką podłą przypadłość w
sobie mają,
Że nie Bogu, ale żywym cześć i hołd
składają
I w tym całym zakłamaniu, w tej
ślepej grzeszności
Pożerani są brutalnie przez narcyzm
miłości.
Morał jeden się nasuwa z ludzkiej
przypadłości,
Który strachem mnie przejmuje aż do
szpiku kości:
Choćby nawet sam Pan Jezus wśród
nas się pojawił,
Byłby nikim wobec Wandzi, choć to
On nas zbawił.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz