Bezcenne są krople rosy na mych
butach,
Deszczu, który zasnął na nich na
wiek wieków,
Droga stemplem kroków roztarta,
rozpruta,
Pyłki roślin i kurz czy też płatki
śniegu.
Bezcenne są za mną zdeptane
kilometry,
Zmiażdżony pod podeszwą piach lub
żwir kruszony.
Bezcenne są przede mną niezliczone
metry,
Szlak jeszcze niepoznany, jak i niezmierzony.
To całe me bogactwo na sznurówkach
wisi,
Zbrudzone, poplamione życia
atramentem.
Z tym samym też bogactwem inni na
świat przyszli,
Choć może z większym niż ja rozgłosem,
zamętem.
Nie mogę się zatrzymać, nie mogę
zawrócić,
Bo wciąż gna mnie do przodu
zachłanność na życie.
Nie umiem się użalać, umartwiać czy
smucić,
Gdyż poi mnie nadzieja w każdym,
świeżym świcie.
Sznurówkami oplatam całe moje
bycie,
Obwiązuję zachody, jak i wschody
słońca,
Wiążę przeznaczenie, co spowalnia
mnie skrycie,
Łączę nimi początek z punktem mego
końca
I przemierzam ścieżki, drogi, kręte
wyboje
Wciąż w mych zniszczonych butach marnego dorobku –
Ciało moje i dusza wciąż wiernie we
dwoje
Niczym wskazówki czasu na błękitnym
spodku;
I przemierzam kolejne miejsca na
mapie,
Przedzieram się przez szlaki
zapomniane
Niczym cień, którego nikt nigdy nie
złapie,
Jak słońce złotem na niebie oznaczone.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz