środa, 11 kwietnia 2018

ZA OKNEM


Ze złotym frędzlem jak u gobelinu
Wiszą mi w oknie trzy potężne brzozy.
Powietrze pachnie świeżością zaczynu.
Wiatr zapach ziemi pod błękitem mnoży.

Wplątał się w warkocz jakiś ptak maleńki,
Wtopił się piórem w splątane gałęzie
I z drżącej piersi rozprzestrzenia dźwięki,
Które szybują pięciolinią wszędzie.

Słońce oparło się o pnie w białej korze
I rozłożyło włos niczym kochanka,
Która w jedwabiu o wschodzącej porze
Tuli się czule w ramiona poranka

I pręży ciało pieszczotą gładzone,
Na dłoniach wiatru wznoszona nad ziemią.
Usta pękają kropel wód spragnione,
Więc rosę z trawy zachłannie spijają

I w pocałunkach czy w szeptach spłoszonych
Wije się słońce jakby w namiętności,
I po szczebelkach stanów przebudzonych
Pod zadaszenie nieba się unosi,

Powstając z ziemi, od drzew się odrywając
Jak prowadzone za dłoń przeznaczenia.
Włosem promieni przestrzeń zatapiając,
Niebawem stanie na szczycie istnienia.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz