czwartek, 8 sierpnia 2019

AKT SKRUCHY


Taka mnie wdzięczność Panie mój wezbrała
Za te westchnienia ciszy za mym oknem,
Za to, że wojna się nie rozpętała
I że podziwiać Ciebie mogę wzrokiem,

Bo kiedy głowę tuląc do poduszki,
Wyobraziłam sobie grad nalotu
I wokół zgliszcza, a w nich w krwi paluszki
Sterczące w niebo jak sztachety płotu,

Wtem spokój serca nagle zakołatał,
Lęk przeszył ostrzem miecza na wskroś ciało,
Duch mój w konwulsji rozpaczy zapłakał,
Bo wszystko w bólu bezradnie konało.

Mogłabym w progu startych fundamentów,
W chmurach popiołów, kurzu, jak i prochu
Trzymać w objęciach odłamki fragmentów
Kogoś bliskiego, kto spał przy mnie z boku;

Mogłabym przecież mieć otwarte rany
I pleśń na ustach obłędu i strachu,
I żywot podły, bo przecież niechciany,
W stercie zgnilizny pod plandeką łachów;

Mogłabym karmić się śmierci oddechem
Chłostana wiatru straszną bezwzględnością,
Wciąż uciekając przed sobą z pośpiechem,
By się nie zmierzyć z dziką brutalnością…

A dzisiaj wstaję z kryształkami soli,
Które wzruszeniem z oczu popłynęły,
Bo za oknami błogi spokój stoi…
Skąd więc się we mnie te obawy wzięły?!...

Chyba przenigdy o tym nie myślimy
Jakby nic złego nam się móc nie stało
I w bezdźwięczności wiecznie się budzimy
Jakoby wszystko nam się należało

I tym bezczelnym aktem zagrabiamy
Świat, który naszą zdaje się własnością,
Pewni, że sobie wszystko zawdzięczamy,
Do szpiku kości przegnici oschłością.

A, przecież starczy iskra wyobraźni,
Ażeby ujrzeć, co dziś posiadamy
I aby straty doświadczyć na jaźni,
Poczuć cierpienie, gdy w żalu konamy –

Wówczas na pewno w nas pokora wstanie,
Wdzięczność za wszystko, co było banalne.
Wybacz nam podłość ukochany Panie,
Ten kamień serca – to niewybaczalne.

Wybacz i pozwól nadal żyć spokojnie,
Choćby ubogo, prosto, niewidocznie.
Nikt z apetytem hieny nic nie pojmie,
Jeśli na chwilę przy śmierci nie spocznie.

Wybacz nam Panie to robactwo szpiku,
Te martwe, siebie wciąż hołubiące dusze,
Te grzechy w łańcuch wplatane bez liku,
Te Tobie Panie czynione katusze.

Padam przed Tobą w imieniu ludzkości,
Prosząc o pokój i żywot spokojny,
O śmierć w starości, co gromadzi kości,
O czas bez strachu i krwiożerczej wojny.

Wybacz nam Panie jady bezczelności.
Do miłosierdzia przecież jesteś skłonny.
Dam Ci w ofierze mój żywot w skromności.
Zniszcz w nas miłością stan bezduszny, płonny.

Tak Ci niewiele mogę podarować,
Jedynie rdzawe, ułomne istnienie.
W każdej sekundzie chcę Cię adorować
I czuć zmysłami – to moje pragnienie.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz