Za oknem
brzoza wyciąga wątłe ramiona
Jakby chciała
mnie objąć niczym dziecię matka;
Faluje
warkoczami jakoby zasłona,
Odcinając mnie
troską od całego świata.
Mam nawet
pragnienie oderwać się od ziemi,
Oswobodzić
stopy z podeszew ołowianych
Po drabinie
wyblakłych, słonecznych promieni
Wzbić się w
górę na skrzydłach wiatrem kołysanych
Jak ptak,
któremu obce są sidła ciężkości
I który
ostrzem lotów rozcina błękity,
Który spija
przestrzeń z dowolnej wysokości,
Będąc wolności
pieszczotą na wskroś przeszytym.
Chcę nie czuć
bólu ciała, bagażu natury
Lecz duszą
niczym płatkiem oskubanej róży
Unosić się w
powiewie beztrosko do góry
Z ufnością w
ekscytację nieznanej podróży.
Pragnę falą
obłoków rozpiąć moje ciało
Jak się żagiel
napina podmuchami wiatru.
Niechby tak po
przezroczu nieba dryfowało,
Okazując
pogardę doczesnemu światu.
Może wejdę na
brzozy rozłożone sieci?...
Usiądę w
rozwidleniu gałęzi bezlistnych.
Popatrzę jak
czas ślepy bezmyślnie gdzieś leci,
Rozpryskując
za sobą żalu deszcz przejrzysty.
Może w brzozy
konarach schowam się na chwilę?...
Porozwieszam
mych myśli kolorowe wstążki,
Szeptem ciszy
z ust strącę słów płoche motyle,
Obserwując z
podziwem ich podniebne pląsy.
Może zwiążę
wskazówki i zegar zatrzymam,
By poczuć smak
woni wdychanego powietrza?
Z każdym dniem
siebie samą na nowo odkrywam.
Chcę zobaczyć,
czy z każdym dniem staję się lepsza.
Brzoza wciąż
na mnie czeka z cierpliwością matki,
Jakby chciała
ukoić me wewnętrzne drżenie.
Palce drzewa
przy szybie jak miłości macki
Przerywają pukaniem
mej duszy milczenie
I w tym właśnie
banalnym i kruchym momencie
Chcę zatrzymać
kark Ziemi, by siebie zobaczyć.
Tyle krąży historii
po bezpańskim świecie…
Pragnę poznać czy
któraś z nich cokolwiek znaczy!
Stop! – więc krzyczę
z przepony, rozrywając echo.
Zastygam gdzieś
pomiędzy ziemią oraz niebem
I czekam wbrew
wszelakim wirom i pośpiechom,
By twarzą w twarz
zobaczyć wreszcie samą siebie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz