Mówią, że
Ciebie nie ma, kiedy zło szaleje,
Gdy człowiek
człowiekowi wgryza się w tętnicę,
Gdy się krwi
lawa żrąca strumieniami leje,
Echo powtarza
z zawziętością: „Nienawidzę!”,
Zaciskając w
dłoni wyrwane z piersi serce.
Mówią, że nie
istniejesz, bo jakże inaczej?!...
Patrzysz na
zdradę, zazdrość, przemoc i agresję.
Milczysz, gdy
dziecko w łonie matki krzyczy płaczem,
Czując od
zewnątrz śmierci głód, chciwość i presję….
Później w
cierpieniach kona jak puzzle na tacce.
Mówią, że
Ciebie nie ma, bo jak wytłumaczyć?!
Ból, głód,
choroby, starość, samotność i lęki?,
Tak naprawdę
dla Ciebie nic nie muszą znaczyć
Rozpruwające
Niebo błagania i jęki,
Które to ślą w
żądaniach całe rzesze ludzi.
Mówią, że nie
istniejesz, bo są na ulicach
Stworzenia
bezpańskie, nikomu niepotrzebne,
Że Tobie nie
przeszkadza, choć innych obrzydza
Las natrętnych
rąk i o chleb prośby bezczelne,
Których treść
nikogo nie wzrusza, nie zawstydza.
Dziś stoję na
krawędzi tego, co stworzyłeś.
Pode mną wrą
spienione oceany nieba.
Widzę jak
wszystko pięknym Panie uczyniłeś,
Lecz pojawia
się jedna, niezbędna potrzeba –
Zapomniałeś,
że człowiek potrzebuje lustra.
Niechby
wyrosły z ziemi jak stuletnie drzewa!,
Obnażały
bezwstydną nagość wszech intencji.
Niech się liczebność
luster w przestrzeni rozkrzewia
I niech ich szklane
oko ludzki duch uwieczni,
Obnażając bezwstydny
głos plugawych racji.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz