Nie pamiętam,
jak i kiedy, gdzie się zaczęłam?
Odwracam się
za siebie…
Nie widzę
początku.
Jakim cudem tu
właśnie, w tej chwili się wzięłam?
Pomimo tej
niewiedzy w duszy czuję spokój.
Za mną tory
wygięte znakiem zapytania.
Przede mną
zakręty wydają się łagodne.
Nie dźwigam w
sobie ciężaru oczekiwania.
Niech mnie
niosą w podróży me kroki przygodne.
Nie wiem, w
którym momencie skończy się drabina
Odmierzanych
wysiłków moich bez wytchnienia?
Z każdym
wschodem wędrówka moja się zaczyna.
Kiedy dotrę do
celu mego przeznaczenia?
Drobną stopą
przesuwam ziemię na orbicie
Niczym globus,
szukając miejsca odpoczynku.
Zgrzytem pisaku,
kamieni przemieszcza się życie
Brzęcząc echem
jak sakwa pełniutka grosików.
Ile jeszcze przede
mną, zanim się zatrzymam?
W którym nagle
momencie tor się mój zakończy?
Celebruję z wdzięcznością
dzień, który zaczynam,
Choć niekiedy nie
czuję w bólu moich kończyn.
Co mnie czeka za
drugim czy trzecim zakrętem?
Czy pod górkę,
czy z górki przyjdzie mi iść dalej?
Z burzą uczuć i
myśli przeróżnych zamętem
Sunę naprzód…
Ku czyjej radości
i chwale?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz