Wierzbo nad kim lub nad czym
lamentujesz, płaczesz
Zawieszona nad lustrem własnego
odbicia?
Czy kiedykolwiek w tobie stan
szczęścia zobaczę?
Cóż masz takiego w sobie wierzbo do
ukrycia?
Pod woalem gałęzi opuszczasz
powieki
I stoisz w szeleście niczym w
pieśni żałobnej,
Jak pani w czerni, której ktoś
zasnął na wieki,
W dostojności do ciebie niezwykle
podobnej.
Wierzbo moja o długich warkoczach
zieleni,
Co zanurzone w smutku szklanego
zwierciadła
Topią liście jak łzy wiszące na rzęsach
cieni,
Niejedno pewnie serce żeś swym
wdziękiem skradła.
Wtul mnie w swe ramiona i pozwól
się zapomnieć,
Oderwać się od świata szarości
przyziemnej,
Splącz me ciało i duszę, konarami
wchłoń mnie,
Niech niosą mnie w nieznane me myśli
bezsenne,
A pod parasolem twym jakby pod żaglami
Niech mnie kusi fala wzruszeń i roztargnienia…
Kołysz mnie i zaklinaj szelestu słowami.
W twoim szumie, w objęciach twych szukam
schronienia.
Wierzbo moja, wrażliwa patronko miłości,
Ty rozumiesz stan ducha, co pod tobą
płacze.
Okażże mi słodycze matczynej czułości!...
Serce moje strudzone do ciebie kołacze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz