wtorek, 28 listopada 2023

CZAS ZŁODZIEJASZEK

Boże... jak leci czas nieubłagany

Niczym cwaniaczek z rękami w kieszeniach

Wszystkim w dzielnicy z przekrętów swych znany,

Przemykający w lękliwych spojrzeniach.


Tam się zaczai, sprytnym okiem łypnie.

Tu się zakręci i muśnie ramieniem.

Temu coś skubnie i tamtemu świśnie,

Po czym w tłum wpadnie niezauważenie.


Nim się ktokolwiek w swej stracie zmiarkuje,

Nim się rozejrzy bacznie wokół siebie,

Ze smutkiem gorzkim wnet się orientuje,

Że go czas okradł, ale... kiedy? - nie wie.


Wszystko się zmienia, gaśnie... obumiera

Jak liść szumiący na wrześniowym wietrze,

Który kolory przeróżne przybiera,

Szeleszcząc coraz nostalgiczne wiersze,


Aż w końcu z trzaskiem niemal niesłyszalnym

Z gałęzi spada, czyniąc piruety.

Z wieszcza się staje czymś zgoła banalnym,

Butwiejąc w trawie gnijącej, niestety.


Z człowiekiem równie czas tak postępuje.

Szarzeje, więdnie, marszczy się i kurczy.

Kim był na co dzień - ów fakt ignoruje.

Los go pochłania wręcz dramatotwórczy.


Stąd dzieje jego kończą się tragicznie -

Tą samą puentą podsumowywane.

Wszyscy się boją tej sceny panicznie,

W której im przyjdzie zagrać umieranie.


Świadomość wówczas strzępi się jak płomień,

Co nad ogarkiem świecy się pochyla.

Jak ćma, co ogniem zwabiona weń płonie,

Na popiół starte swe skrzydła rozchyla.


Nim to nastąpi, będzie w tym dojrzewał

Jakoby aktor w swych próbach do roli.

Czy jest gwarancja, że będzie się nie bał

Odejść, kiedy mu żyć śmierć nie pozwoli?


Pragnienie tlenu niezaspokojone

Nigdy nie zazna stanu ukojenia,

Więc pewnie będzie bezdechem zmiażdżone,

Gdy światło w oku zajdzie plamą cienia.


Fakt owych zdarzeń pędzi nieuchronnie

Naprzeciw ludziom w zderzeniu czołowym.

Człowiek rozkłada swe ręce bezbronnie,

Choć nie jest umrzeć przenigdy gotowy.


Ciągle za mało... z wiekiem coraz skąpiej

Zegar jak lichwiarz odlicza mu zyski.

Czy można starzeć się, by odejść, prościej?

Życie umyka jak slajdów przebłyski.


W albumach zdjęcia oraz na komodach

Osób, z którymi przyszło się już rozstać...

Na fotografiach nieświadomie młoda,

A dziś starością przygarbiona postać.


Czy warto zatem trwonić resztki minut,

Które na bułkę ledwo wystarczają?

Czy nie powinno odejść się od czynu,

W którym się ludzie w ludzkiej krwi paplają?!


Boże... jak leci czas nieuproszony

Niczym komornik zajmujący mienie.

Człowiek do śmierci własnej przymuszony

Odda wbrew woli swe ostatnie tchnienie


I choćby podbił wszystkie kontynenty,

Choćby wzbogacił się kosztem drugiego,

To nie wykupią go wpływy, diamenty

Od zgonu - aktu w życie wpisanego.


Choćby się trzymał powietrza pazurem,

Żeby się śmierci z jej objęć wyśliznąć,

Czas grdyk podetnie człowiekowi piórem

I zniknie z łupem, co przyszło mu gwizdnąć -


Tyle po ludziach, Boże litościwy...

Czas złodziejaszek wszystko im zabierze

I w swej dziedzinie jako mistrz prawdziwy

Do naga człeka, jak drzewa, rozbierze

grafika pochodzi ze strony: tapeciarnia.pl



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz