czwartek, 20 maja 2021

KOŃ BY SIĘ UŚMIAŁ

Krystyna miała sukces, miała powodzenie,

W mediach – częstsze niż w życiu – w blasku gwiazd istnienie.

W każdym miejscu, w którym by Krysia się zjawiła,

Adorowaną bardzo i chwaloną była.

Rosła więc w przekonaniu, że ma wartość wielką –

O mało jej z tej dumy serducho nie pękło.

Dobrze wiodło się Krysi w teatrze i w kinie.

„Wszystko zdechnie, a o mnie sława nie przeminie” –

Tak myślała o sobie Krysia bez skromności

W przypływie narcystycznej niemalże miłości.

Na każdego wręcz z góry pogardą zerkała,

Ludzi innych profesji brzydko traktowała.

Gdy zmieniły się czasy, zamknęli kulturę,

Krysia nagle straciła swą ważną figurę.

Każdy myślał o życiu, nie o Krysi sławie,

Każdy o jej istnieniu zapomniał że prawie.

Do teatru i kina już nie przychodzili,

Gdyż uwagę na covid w przestrachu zwrócili.

Media nawet ogłuchły na Krysi sukcesy,

Więc kurczyły się drobne z jej dziurawej kiesy.

Wtem na szklanym ekranie Krysia się pojawia

I w tych słowach roszczenia bezwstydnie przedstawia:

„Do dotacji mam prawo choć kilku milionów.

Ja nie mogę wszak stracić teatrów i domów.

Wspierać sztukę wypada wam obywatelom! –

Tu rzuciła figlarnie i „-urwą”, „cholerą” –

Apeluję i żądam zdrowego rozsądku!

To, że mi nie płacicie, nie jest że w porządku!”

„Za co?! – któryś się z tłumu bezczelnie wyrywa –

Pani nic że nie robi i nigdzie nie grywa.

Za siedzenie w mieszkaniu mnie przecież nie płacą.

Pani dadzą pieniądze… A ja żyć mam za co?!”

„Cham bezczelny! – się Krysia wzburzona odzywa –

Że pan nie masz?!... No, trudno. Tak to w życiu bywa.

Trzeba było artystą zostać, nie kucharzem!

Co ja panu w tej sprawie, mój drogi, poradzę?”

„Ja tę panią popieram!” – z tłumu się wyłania

Taki malarz uliczny w zszarpanych ubraniach,

Co maluje, rzucając na płótno farbami,

Co handluje latami dwoma obrazami,

Których nikt nie chce kupić, bo nic w nich nie widzi,

A jak stanie, popatrzy na obraz, to szydzi,

Że talentu w tym nie ma, a tylko zawzięcie

I do bycia artystą uparte zacięcie.

„Sztukę trzeba wam wspierać! – Krysia wciąż wygłasza

I malarza z ulicy do siebie zaprasza,

Po czym palcem wskazuje na jego mazaje –

Sztuka bowiem kreuje wyższe obyczaje!”  

"Ja na chleb dzieciom nie mam, a mam dać leniwym?!

Jak ktoś chce, niech pracuje i będzie uczciwym!

Żadna praca nie hańbi! – krzyczy ktoś z oddali –

I nie tylko artyści bez pracy zostali!”

Nagle Krysia popycha malarza w tłum ludzi,

Gdyż się w sercu jej hiena gniewem szczuta budzi.

„Mnie się wszystko należy, bo ja gwiazdą jestem! –

Wtem wskazuje przed siebie agresywnym gestem

Na pianistę, co sławę swą po świecie rozsiał,

A tym gestem do kadru wyciągnięty został –

Czy ten człowiek – powiada – ma żyć bez pieniędzy

I choć znany wszem wobec ma umierać w nędzy?! –

Wtem pianista do Krysi coś dyskretnie szepcze.

Widać, że jest wstrząśnięty i mówić nic nie chce –

Głośno powiedz!” – Krystyna upiera się gniewnie.

„Mnie – pianista więc mówi – ciągniesz niepotrzebnie.

Prawdą jest, że w pandemii rzadko koncertuję,

Jako kurier na życie codzienne pracuję.

Więc niewiele mam w sprawie tej do powiedzenia. –

Tu ukłonił się nisko i rzekł – Do widzenia.”

Krysia nagle zamarła zaskoczona słowem.

Oddech traci, bezwiednie chwyta się za głowę –

„Pozwolicie, – powiada – by taki artysta,

Wszędzie znany na świecie wybitny pianista

Tak poniżał się pracą zwykłego kuriera?!”

A pianista na Krysie z wyrzutem spoziera

I powraca w kadr, gniewnie za mikrofon chwyta –

„Powiem krótko każdemu, kto mnie o to spyta:

Jestem zdolny, to prawda, lecz na szczęście zdrowy,

By pracować uczciwie w czas trudny gotowy.

Jasnym niechaj zostanie, że się ja nie wstydzę

Żadnej pracy uczciwej również się nie brzydzę.

Los nam życie wywrócił, lecz zdrowie zostawił.

Czas pandemii okrutnie się z nami rozprawił,

Ale czy to oznacza, że mam siedzieć w domu

I z portfela obcego skubać po kryjomu?!

W czymże gorszy jest człowiek fizycznej roboty?

On ma swoje zmartwienia, ja swoje kłopoty.

Jeśli on może robić, czemu ja nie mogę?

Z jego sakwy wybiorę – czy mu tym pomogę,

Czy go raczej na gorsze zmartwienia narażę

I do siebie uprzedzę, i do siebie zrażę?!

Wolę mieć na sumieniu mniejsze przewinienia.

Tyle mam w owej sprawie wszak do powiedzenia.”

Po tych słowach pianista zniknął za zakrętem.

Krysia wrze od środka i gniewem, i wstrętem.

Tłum się nagle odsunął, a Krysia została,

Roszczeniami w przestrzenie milczące wrzeszczała.

Czyś jest rolnik, czy lekarz, szewc albo artysta –

Prawda jedna jest tylko oraz oczywista:

Tacy sami jesteśmy w obliczu kryzysu,

Więc nie składaj pod bzdurą swojego podpisu.

Zejdź z obłoków, gdy trzeba, i weź się do pracy.

Żeś jest brudny od smaru – nic złego nie znaczy.

A, jak drżysz, że ci spadnie z twej głowy korona,

To zabezpiecz ją gumką – metoda sprawdzona.

grafika pochodzi ze strony: tapeciarnia.pl



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz