Kim jesteś? –
zapytał mnie wiatr,
Gdy stałam na
balkonie –
Czemu oczy
wypatrujesz w świat?
Do kogo
wyciągasz dłonie
Jak słońca
spragniony kwiat?
Co myślisz, że
skronie stroskane
I rzęsy
zroszone wzruszeniem?
Co tobie
zostało zabrane?
Czemu się
zmagasz z milczeniem?
Spojrzałam
wiatru w źrenice.
On włosy moje
szczotkował.
Zdradź – mówi –
swą tajemnicę,
A ja ją w sercu
zachowam.
Westchnęłam drżeniem
listowia,
Wpadając w stan
zadumania,
A on w ramionach
mnie chowa,
Pociesza w chwilach
wahania.
O, gdybyś wiedział
mój wietrze,
Jak nędzną jestem
kruszyną…
Dziś czerpię w
dzbany powietrze,
Co życia mego przyczyną,
Lecz jutro… ślad
z ziemi mój zetrze,
Usunie mój zapach
z pościeli,
Być może rozrzuci
me wiersze
W głuchej, oziębłej
przestrzeni…
Serce więc we mnie
kołacze
Na myśl mój wietrze
kochany,
Że jutro już nie
zobaczę
Jak drzew rozpościerasz
falbany,
Że jutro już nie
usłyszę
Głosu twojego w
akordzie,
A tylko… grobową
ciszę
Przytulę do piersi
w chłodzie.
Wiatr ujął mą twarz
w obie dłonie,
Spojrzał w me oczy
głęboko
I ucałował me skronie,
Poczym mnie uniósł
wysoko
Ponad kopuły i
góry,
I ponad grzbiety
dachówek,
Rozjaśnił obraz
ponury,
Ostrząc w konturach
ołówek
I zrozumiałam w
momencie,
Że ciało więdnie,
zasypia,
Lecz dusza wiecznie
żyć będzie,
Tańcząc z tym wiatrem
walczyka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz