poniedziałek, 25 sierpnia 2025

ZROBACZYWIENIE

O, jakże trudno dzisiaj się odnaleźć

W świecie absurdów oraz zakłamania...

By żyć beztrosko, trzeba że oszaleć!

Człowiek mamonie służalczo się kłania


Jako zmęczona pracą prostytutka,

Która klientów urodą odstrasza,

W której przedwczesna starość niczym trutka

Gorszą naturę ma niźli Judasza,


Bo za nominał niewart skórki chleba

Rozdaje siebie na prawo i lewo

Jakoby miała iść za to do Nieba,

Będąc wygnaną zeń (niesłusznie?!) Ewą.


Wolność gorliwie chwali propaganda

Ideologii, co niszczy sumienie,

A jednocześnie na tłum szczuta banda

Siłą wymusza na ludziach milczenie,


Więc ci ze strachu grzecznie przytakują,

Łykając gówno podane na tacy,

I równym krokiem zgodnie maszerują

Wyjałowieni, bezduszni, nijacy


Jak na pochodzie z czasów dyktatury,

By połaskotać ego swego wodza -

Gdy się przed szereg śmie wychylić który,

Ten na swych plecach pozna smak powroza.


Każdy na boki więc ślepiami łypie,

Warcząc jak kundel trzymany przy budzie,

Co z michy zupę kilkudniową chlipie,

Depcząc po własnych ekskrementów brudzie


Na kilku oczkach łańcucha trzymany,

Co definicją jest jego wolności -

Myśl więc człowieku niosący kajdany,

Że dostępujesz tejże przyjemności


I że ci wolno mieć prawo do zdania,

Własnych poglądów albo głos w wyborach,

Że nikt niczego tobie nie zabrania,

Kiedy tymczasem nie jest dobra pora,


Aby być sobą, wobec siebie szczerym

Oraz uczciwym jak serce dyktuje,

Bowiem cię wtedy (i nie bez kozery!)

Spuszczona banda ze smyczy zlinczuje,


Stygmatyzując cię dyskryminacją,

Brakiem empatii oraz tolerancji.

Masz wszak hołdować wszystkim pseudo racjom

Przyświecającym dziś zepsutej nacji!


Owacje zbierze król bezwstydnie nagi

Z kukłą na głowie dzwoniącą dzwonkami,

Co cep miast berła sobie dumnie sprawi -

Błazen ów będzie pociągał sznurkami


Świty, co siebie okrzyknie "elitą!",

Przejmując władzę nad autorytetem,

Dla której ważne jest pełne koryto,

Nie zaś, co człowiek trzyma pod beretem.


Och, jakże trudno dzisiaj jest udźwignąć

Głupotę, bo się spasła niczym świnia.

Mało któremu łatwo się więc wzdrygnąć

I mało który się za to obwinia.


Zatem dziękuję bardzo Panu Bogu,

Że śmierć wymyślił, by zgasić człowieka,

Bowiem u schyłku mego życia progu

Będąc, już gorszych czasów nie doczekam,


A na poprawę się nie zapowiada,

Gdyż pokolenia coraz gorsze rosną,

Które egoizm od środka zjada -

Zrobaczywienie za daleko poszło.

grafika pochodzi ze strony: tapeciarnia.pl



sobota, 16 sierpnia 2025

SIERPNIOWE POWIETRZE

Powietrze pachnie już dojrzałym mlekiem

Zbóż, których z liśćmi szemrze szelest kłosów,

Wąs zaś blednieje słonecznym zaciekiem

Czesany wiatrem niczym pukiel włosów...


Powietrze pachnie wilgotnym podłożem,

Kurzem pajęczyn, co drżą mgłą zroszone,

Gdy je rozciąga gałązek poroże

W przestrzeni płowej koroną zwieńczone...


Powietrze pachnie dojrzałym orzechem,

Grzybnią i wrzosem, i kruchością ściółki,

Drewnem, co wkrada się dymem pod strzechę,

Gdy nad kominem przegania jaskółki...


Powietrze pachnie trawą na proch startą,

Pożółkłym pyłem w piachu rozsypaną

I z kalendarza już wyrwaną kartą,

Którą czas grabi jak wyschnięte siano...


Powietrze pachnie chłodnymi świtami

Jakoby tonią wód zimnem przeszytą...

Żywic krzepnących czuć je bursztynami,

Deszczem cedzonym przez konarów sito...


Powietrze pachnie moimi rękoma,

Na których słońce stygnie pochłaniane,

W które się wżarła kosą ścięta słoma

I kwiaty polne w książkach prasowane...


Powietrze pachnie moimi palcami

Spijającymi sok czosnku, cebuli,

Żonglującymi jabłkami, śliwkami,

I opuszkami w ziołowej koszuli...


Powietrze pachnie pieczonym ziemniakiem,

Żarem popiołu na skórce chrupiącej,

Przekwitającą maciejką i makiem,

I babim latem błądzącym po łące...


Sierpień się chyli ku zachodom słońca,

Zza których wrzesień wschodzi powolutku.

Lato się zbliża jak odpływ do końca,

Ciągnąc za sobą cień o smaku smutku.

grafika pochodzi ze strony: tapeciarnia.pl




poniedziałek, 11 sierpnia 2025

PRAWDO!...

Czymże dziś jesteś, Prawdo, co której

Nikt już z żyjących że... nie pamięta?!

Przybrałaś ornat barwy ponurej

I tlisz się iskrą ledwo od święta.


Świat zakłamaniem zmysły upija.

Manipulacja podlicza zyski.

Ty, Prawdo, dzisiaj zdasz się niczyja

Niczym rosnące na wierzbie śliwki.


Przeinaczają Twoje znaczenie,

Depczą tożsamość Twojej wartości.

Odwagę łamie strach i milczenie,

Więc nie spotykasz dziś życzliwości,


Gdyż nienawiścią Cię nazywają,

Kiedy słowami namaszczasz usta.

Wrogość, głupotę Ci zarzucają,

Chociaż nie byłaś, nie jesteś pusta.


Na kruchych nogach z gliny się chwieje

Świat wręcz do szpiku kości zepsuty.

Czy już oszalał... czy oszaleje?

Zdaje się cierpieć z bólu czymś struty,


Choć nieświadomy swojej choroby,

Która jak orzeł z nieba zlatuje

I ostrym dziobem kęsy wątroby

Bez znieczulenia zeń wydłubuje.


Świat się Cię wyrzekł, chełpiąc człowieka,

Próbując sprostać jego potrzebom.

Przed Tobą, Prawdo, każdy ucieka.

Jesteś dziś zatem jak ścięte drzewo.


Siadam przy Tobie, Prawdo w agonii,

Bo chcę na co dzień być z sobą szczera.

Czy pierś ma wątła Ciebie osłoni,

Gdy lew kłów pełną paszczę rozwiera?


Twa nieobecność rodzi niepokój,

Wrogie napięcie oraz zmęczenie.

Wyjdź wreszcie z cienia i lud uspokój,

Aby pokonać dusz udręczenie,


Aby umysłom przywrócić światłość

I odbudować harmonię bytu,

Bo za daleko dziś kłamstwo zaszło!

Stań odrodzona w koronie świtu!


Uzdrów źrenice, co bielmem zaszły!

Uszom słuch przywróć szeptu dotykiem!

Rozpal nadzieje, które wygasły!

Niech z martwych wstanie świat pełnym szykiem!


Niech znowu kłamstwo ma krótkie nogi!

Niech nieprawości człowiek się wstydzi!

Niech wróg Twój, Prawdo, schodzi Ci z drogi

I Twój majestat w Twym triumfie widzi!


Pragnę porządku oraz jasności,

Którymi, Prawdo, jesteś bezsprzecznie!

W Tobie mam przestrzeń własnej wolności...

Króluj nam, Prawdo, dłużej niż wiecznie!

grafika pochodzi ze strony: tapeciarnia.pl




ŻURAW

We mnie rozbrzmiewa krzyk żurawi,

Fanfarą echo moduluje,

Olsu przestrzenie dźwiękiem trawi,

Gdy akustyką w nich wibruje


Jak fala, która w ton uderza

I się odbija od zapory,

I z większą siłą świat przemierza

Olszy przejmując czarnej bory


Swym "A!" na wskroś wręcz przejmującym,

Co błękit tłucze na kawałki

Jakby był lodem pękającym

I trzaskiem kry budzącym ciarki.


Klangor się z piersi mej wyrywa,

Krzykiem wibracji się unosi,

Do lotu kluczem się podrywa,

Na skrzydłach duszę moją wznosi,


Która w harmidrze ów wrzeszczącym

Gwizdem młodości się przebija,

Co nocy dniem ustępującym

Wyraźną nutą się rozwija,


Do snu wrzask tuląc "A!" milczącym,

Gdy siądzie w miejscu niedostępnym,

Ciszy drzemiącej sprzyjającym

I dla hałasu nieprzystępnym.


We mnie rozbrzmiewa krzyk żurawi -

Z zaświatów głos nieśmiertelności,

Który zegarów czujność wabi

Szczęśliwie ku długowieczności,


Fanfarą echo modulując,

Przewodząc w drodze podróżnikom,

"A!" tuż przed nimi paradując

Przeszywającą akustyką


Jako nadzieja w lojalności

Nie zawodząca jak przyjaciel,

Swym "A!" lecąca do wolności

Pod odblaskami ciepłych świateł.

grafika pochodzi ze strony: tapeciarnia.pl