poniedziałek, 14 kwietnia 2025

POKORA

Pokora, którą ludzie odrzucili,

Siadła przy ścieżce na polnym kamieniu.

Cień po skowronku nad jej losem kwili.

Wiatr wokół krąży w posępnym milczeniu.


Trawy zdziczałe w wielkim zaniedbaniu

Niczym korowód pogrzebowy stoją,

W omdlewającym je zaś kołysaniu

Żałobnym szumem swą liczebność troją.


Drzewo przydrożne palcami bez liści

Za rękaw szarpie pokorę w zadumie.

Kiedyś dorodnych pełne kwiatów kiści,

Dziś się pąkami obsypać nie umie,


A jeno sterczy nad polnym kamieniem,

Na którym siedzi wygnana pokora,

Strasząc skoliozą i nędznym odzieniem

Jakim jest na nim próchniejąca kora


I jak bezdomny, co pod gołym niebem

Widokiem nędzy, głębokiej rozpaczy

Czeka, aż ktoś go poratuje chlebem

I szklanką wody lub mleka uraczy.


Pokora, wsparłszy o pień siwą głowę,

Wzdycha i patrzy bez celu przed siebie.

Włosy jej lecą babim latem płowe,

Gdy ta zatraca się jak w syren śpiewie


I hen odpływa ciszą dryfująca

W źdźbłach kruszejących, w łamanych łodygach,

Piaskiem pod stopą wędrowca trzeszcząca,

Mgłą, co łoskotem się w obłoki dźwiga...


Wtem ową ścieżką drepcze stary człowiek,

Który za młodym nadążyć nie może.

Samotność kapie mu spod ciężkich powiek

A usta szepczą bezradne: Mój Boże.


Ból łamie kości i ścięgna przegryza,

Krok zatem zda się krwią ślady odciskać.

Starzec w cierpieniu wargi więc zagryza.

Udręka w oczach morzem łez mu błyska.


Przysiadł więc człowiek na polnym kamieniu.

Spojrzał na niebo cieniem naznaczone

I pogrążony w głębokim wspomnieniu

Usłyszał trele skowronka niesione


Przez wiatr, co liśćmi przydrożnego drzewa,

Szeleścił, kwiaty na łące trącając,

Co dziś na przestrzeń się bezdźwięczną gniewa,

Gałęzi świstem ją w furii chłostając,


Gdy ta w falbanach zapuszczonej trawy

Stara się wyrwać, uciec spod pręgierza.

Patrzy na darni starzec dzikie stawy,

A z bezpłodności widok ten się zwierza


Płaczącym oczom, co kiedyś widziały

Nań sianokosy i ludzi w pokorze,

Aż znowu usta drżące wyszeptały

Bezradnej siły łkające: Mój Boże...


Wszystko przepadło - starzec zagaduje

Kiedy się młody doń cofnął w swej drodze.

Dobrze się dziadek - pyta młodzik - czuje? -

Choć cierpliwości utrzymać nie może.


Starzec wzrok zadarł, na wnuka zerkając.

Usta mu nieme krzyczały rozpaczą.

Pustkę w źrenicach chłopca dostrzegając,

Wiedział, że więzi dlań niewiele znaczą,


Więc machnął ręką zmiażdżony niemocą,

Zaprzeczył głowy bezwiednym kiwnięciem.

Rzęsy się starca smutkiem gorzkim moczą

I strumieniami siąpią nad nieszczęściem.


Wtem go pokora w ramiona wtuliła,

Pocałunkami obsypała skronie

I swoim sercem w jego sercu biła,

Aż poczuł starzec jej matczyne dłonie.


Ręką przynaglił stojącego wnuka,

By usiadł przy nim na polnym kamieniu.

Młody niechętnie dziadka swego słucha,

Lecz mimo tego przycupnął w milczeniu.


Dziś ludziom zda się, że są wszechmogący -

Prawi staruszek, wzrok w dal wypuszczając -

Przez co świat staje się przerażający,

Obojętnością dusze pożerając...


Bo... pycha dawno wyparła pokorę,

Dlatego ludzie siebie nie szanują,

Wierząc, że mają możliwości spore

I nad innymi dzięki nim górują.


Młody nań spojrzał z wielkim niepokojem

Jakby uchwycił zmysłów postradanie.

W tej chwili zmagał się z kiepskim humorem,

Bo go czekało dziadka kart rozdanie.


Z pokorą - prawi starzec nieustannie -

Jest jak z tą ziemią, co ugorem stoi.

Dziś ją porosły traw paskudne darnie

I już ją kwieciem łąk piękno nie stroi,


A człek jak drzewo to przy tym kamieniu,

Któremu obce są czasy świetności.

Siedzimy teraz w jego wątłym cieniu,

Nie czując nawet cienia przyjemności...


Pycha nas niszczy i z liści okrada,

Wykrzywia, łamie i próchnem zatruwa.

Na człowieczeństwa śmierć jest jedna rada -

Pokora, która nad nim dzielnie czuwa!


A czymże ona? - dziadek wnuka pyta,

W jego źrenice z lękiem zaglądając.

Młody jedynie w odpowiedzi wzdycha,

Do powiedzenia niewiele wszak mając,


Po chwili jednak, będąc ożywionym,

Rzecze: To spokój własnego sumienia.

Starzec, tym słowem czując się zranionym,

Pochyla głowę w akcie zasmucenia.


Pokora - mówi wyciszonym głosem,

Wnuka swą dłonią za rękę trzymając,

Skrząc się na słońcu przerzedzonym włosem,

Powagą oczu jego wzrok wchłaniając -


Jest świadomością własnej ułomności,

Bo ktoś być może w czymś lepszy od ciebie,

Nieposiadania swej wyjątkowości,

Gdyż możesz również być kiedyś w potrzebie.


To jest świadomość, że jest w tobie tyle,

Ile w tej ziemi pokrytej ugorem,

Nad którą rojem fruwały motyle,

A która dzisiaj jest życia upiorem.


Pokora to jest prawda nad prawdami,

Że ludzie są jak puzzle układanki,

Jak ptaki w drodze rozsiane stadami

Lub kwiaty w splocie, które tworzą wianki.


Każdy każdego bowiem uzupełnia.

Patrząc na kogoś, winien widzieć siebie.

Człowiek z człowiekiem jak księżyca pełnia,

Jak błękit, który stanowi o niebie.


Pokora to jest świadomość utraty

Młodości, co się z rąk ludziom wymyka,

Wiedza, że starość spłaca dług na raty,

Kiedy w jej piersi zegar ledwo tyka...


I po tych słowach starzec z trudem wstaje,

I rusza w drogę posuwistym krokiem.

Młody na chwilę w zadumie przystaje,

Wodząc za dziadkiem przenikliwym wzrokiem...

grafika pochodzi ze strony: tapeciarnia.pl




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz