wtorek, 23 kwietnia 2024

WOLNY DZIEŃ

Cisza rwie z głowy kiełkujące myśli.

Niektóre nawet nie zdążą wyrosnąć.

Może choć jedna w słowie mi się ziści

Logicznie, jasno, dosadnie i prosto.


Na klawiaturze zastygnięte palce.

Tuż obok kubek zimnej niemal kawy.

Wiatr za oknami w zwiewnej liści halce...

A we mnie pociąg do słów niełaskawy.


Usta się zrosły, oczy śnią na jawie.

Neurony dusi ciała odrętwienie.

Na wyciągnięcie wersów jestem prawie,

Gdy mnie podrywa wnet rozkojarzenie


Niczym niełupka z pomponu dmuchawca,

Co nieważkością całkiem zniewolony

Na zerwanego ze sznurka latawca

Wzór się unosi w świata rożne strony


I podmywany powietrza nurtami

To tu zawiśnie, tam sfrunie, podfrunie...

Już nie dotykam podłoża stopami.

Niosę się lekko w szeleście i szumie.


Otwieram zmysłów okna, drzwi na oścież.

Przeciąg wymiata myśli z mojej głowy.

Serce rozgniata emocje jak moździerz,

By duch do lotów zawsze był gotowy.


Czas się zatrzymał, przestał mieć znaczenie.

To co, że wszystko więdnie i przemija?

Liczy się tylko teraz to istnienie,

Które określa jego żywa chwila.


Spijam więc... spijam przezroczyste soki

Błękitnej toni, co nade mną pluszcze.

Miękko, choć pewnie stawiam w górze kroki.

Schody przede mną wyrastają krótsze.


Niewiele zatem mam wciąż do przebycia.

Po cóż się spieszyć?! - Czasu nie prześcignę.

Dziś mam dzień wolny, więc smakując życia,

Ciało od ziemi odkleję, podźwignę


I się oderwę od codziennych presji,

Zaniedbam wszystkie, szare obowiązki.

Nie będę słuchać narzekań, sugestii -

Mnie nie pociąga w nich horyzont wąski.


Dziś mam dzień wolny, więc na siebie patrzę,

O swoje zadbam wreszcie przywileje.

Mam wszak spojrzenie szersze i to znacznie.

Nie żal mi mleka, jeśli się rozleje.


Daję się ponieść (naiwnie być może)

Tej przyjemności, która mnie otacza,

Która zapomnieć się choć raz pomoże

Na to, co w butach w mą prywatność wkracza.


Niech odrętwienie ciała mnie znieczuli

A pustka w głowie widzieć nie pozwoli,

Że wiatr tańczący dziś w mojej koszuli

Mą duszę nagą obejmować woli


I ją prowadzić piruetem w niebo,

By ta wolnością nieprzytomnie spita

Poczuła w sobie siłę całkiem świeżą

Niczym jutrzenka, co o brzasku świta.


Dziś mam dzień wolny - dziś wypływam w morze

Na tratwie szczerej, dziecięcej ufności

I na kolanie swój zeszyt rozłożę,

Aby dać upust mej płodnej twórczości.


A gdzie popłynę i gdzie zacumuję?...

Niech zadba o to fala pod stopami.

Dziś mam dzień wolny - dziś się nie przejmuję

Zbyt banalnymi, nudnymi sprawami.

grafika pochodzi ze strony: tapeciarnia;pl




poniedziałek, 22 kwietnia 2024

W MATNI

Dźwięk klucza w zamku wciąż budzi nadzieję,

Że się samotność wreszcie mną znudziła,

Lecz ta bezczelnie się w me oczy śmieje

Jakby w niej była wręcz nieziemska siła.

Spojrzawszy na mnie wypalonym okiem,

Nogi swe splata i ręce wyniośle,

Siedząc w fotelu naprzeciwko bokiem

Milczy, wręcz krzycząc i wrzeszcząc doniośle,

Aż się w mej głowie łokciami rozpycha

Pustka, co która myśli precz wypiera.

Czuję jak radość w mym sercu usycha

A dusza szaty na piersi rozdziera.


Ref.

Otwieram okno, żeby się ratować

I żeby uciec z piwnicznych pokoi.

To nic, że wcale nie umiem szybować.

Zderzenie z ziemią na pewno mniej boli.

Na parapecie stojąc z stopą w górze,

Rozkładam ręce niczym ptak do lotu

I muszę skoczyć, bo nie mogę dłużej

Znieść samotności niemego bełkotu.



Wpadam w ul rozmów oraz towarzystwa.

Muzyka stara się zagłuszyć smutek.

Wodospadami przelewa się czysta.

Nieważny sposób, lecz istotny skutek.

Dym papierosów wręcz połyka światło.

Jak w gabinecie luster się wnet czuję.

Przede mną jedno z nich w kawałki trzasło,

Reszta szyderczo wokół mnie wiruje.

Nagle się zdaje, że się świat zatrzymał.

Tłum stał się tylko podkładką z kartonu.

Ktoś mnie za rękę w tym momencie trzymał,

Mówiąc, że pora już wracać do domu.


Ref.

Otwieram okno, ażeby wyjść w porę

Żeby się wyrwać z zbyt ciasnych pokoi.

Głęboki oddech dość zachłannie biorę.

Świadomość skoczyć się wcale nie boi.

Na parapecie stojąc z stopą w górze,

Rozkładam ręce niczym ptak do lotu

I muszę odejść, bo nie mogę dłużej

Znieść za plecami huku i bełkotu.


Budzę się w kącie pod spoconym kocem.

Samotność patrzy na mnie z obrzydzeniem.

Zlewają mi się dni, zlewają noce.

Nie wiem, czy jestem już tylko wspomnieniem?

Cisza palcami jak na złość mi pstryka

Rytm spadających minut zapomnienia.

Niesie się echem zegarów muzyka

I mnie wprowadza w dziwny stan omdlenia.

Przykładam skronie do zimnej podłogi.

Zamykam oczy, by snem się wykupić,

Lecz mi pod kocem spacerują nogi

I wbrew mej woli pragną mnie ocucić.


Ref.

Więc patrzę w okno przytłumionym wzrokiem.

Na parapecie gołąb biały siedzi

I łypie na mnie bystrym, wścibskim okiem

I mnie uważnie bez dyskrecji śledzi.

Rozkładam ręce, aby go przytulić.

W nim dostrzegając wreszcie bratnią duszę.

Chyba nie mogę wciąż się w sobie kulić.

Za tym gołębiem poszybować muszę.

grafika pochodzi ze strony: tapeciarnia.pl




czwartek, 18 kwietnia 2024

EMPATIA

Chcesz kogoś podnieść, lecz wbrew jego woli,

Bo stojąc nad nim, widzisz znacznie więcej,

A on wyraźnie w życiu zmian się boi,

Więc leżąc, w ziemię wbija mocno ręce


I twarzy nie chce odkleić od piachu,

Ażeby w niebo spojrzeć kątem oka

Jakby był ciągle wręcz w panicznym strachu,

Iż Ziemia krążąc, zrzuci go z wysoka.


Próbujesz słowem świat wokół przedstawić,

By mu przybliżyć, co traci bezmyślnie.

Chcesz go na nogi usilnie postawić,

By mógł zobaczyć to, co ty, przejrzyście,


Ale uparcie głową przytakując,

Nawet nie zerknie na dłoń wyciągniętą,

A twą życzliwość drwiną ignorując,

Zaciska w kostkach wiążące go pęto.


Nie możesz patrzeć jak pełza pod butem,

Wijąc się w bólach oraz w bezradności.

Myślenie jego ślepotą zatrute

Jednak nie bierze innej możliwości


Prócz tej, co ślizgać się mu wiecznie każe

Z dniem zachodzącym na karku ugiętym,

Który z przekleństwem wydaje się w parze

Wschodzić o świcie też nieuśmiechniętym.


Trudno ci patrzeć na to poniżenie.

Nie sposób jest się pogodzić z cierpieniem,

W którym się człowiek zatraca szalenie,

Godząc się z własnym, nędznym położeniem.


Nie jesteś jednak w stanie tego zmienić,

Gdyż ten pomocy twej potrzebujący,

Musi się w sobie świadomie odmienić,

By pojąć, że jest jak statek tonący.


Musisz to pojąć, bo w przeciwnym razie

Nań patrząc, cierpieć będziesz nieprzerwanie,

Że los pod nogi ludzi w nędzy kładzie,

Którym, choć pragniesz, pomóc żeś nie w stanie.

grafika pochodzi ze strony: tapeciarnia.pl




środa, 17 kwietnia 2024

KWIECIEŃ NIE ZASZEDŁ

Jeszcze kwiecień nie zaszedł w majowej jutrzence,

A już bzy przekwitają, kasztany się puszą

I dmuchawce jak nici w poprutej sukience

Łyse główki na słońcu z pokornością suszą.


Głóg się pąkiem nie rzucił w wygłodniałe oczy -

Ledwo kucał pod liśćmi białym upierzeniem.

Brzoza zaś, rozpuściwszy swe zielone włosy,

Nie zdradziła się wcale złotym ukwieceniem.


Magnoliami błysnęło jak fleszem w źrenice.

Tulipany, żonkile lekko wychylone

Wbiły w ziemię zaledwie swych liści kotwicę,

A już były z kielichów własnych okradzione.


Pozostały jedynie perłowe stokrotki

Jak obłoki, co które w trawę się wplątały.

Wierzby też pogubiły w biegu bazie kotki.

Wiklinową czupryną wiatr rozczesywały


Jakby w jego kieszeniach rozwianego płaszcza

Chciały znaleźć swą zgubę z pędów pozrywaną.

Cóż, na litość że boską, cudzą rzecz przywłaszcza

Jak pociechę od matki piersi oderwaną?!


Nawet ptaki już za dnia tak nie występują

Jak to było zaledwie kilkanaście wiosen.

Ciszy w echu niemalże całkiem ustępują...

Szelest smutny się niesie z świerków, jodeł, sosen.


Deszcz jak Morchang uderza kroplami w parapet,

Czarnowidztwem swym koniec czegoś opłakując.

Nieba spływa tęsknotą pochmurne poddasze,

Szklane łzy na drobinki maku rozpryskując.


Nagle słońce przedarło się przez kłęb granatu,

Promieniami zroszone ździebła otulając,

I dawało nadzieję tonącemu światu,

Zza chmur, które topnieją, w ich strugach spadając.


Chłód zaś przeszył powietrze, dreszczem porażając

Ciało ciepła spragnione i w kaptur wciśnięte.

Niecierpliwie na wiosnę przy brzegu czekając,

Ujrzał człowiek w oddali jej żagle zwinięte


Oraz wzrokiem zawisnął jak mewy w swym locie,

Zachęcając ją, aby do portu przybiła,

Ale ona w lądowych ów ptaków trzepocie

Jako słońce w zachodzie tylko się rozmyła.


Jeszcze kwiecień nie zaszedł, a już latem pachnie.

Jakaś luka w przyrodzie szczeliną się wdarła.

Nim się lato rozpocznie świat na nowo zaśnie

Na ramieniu jesienni, co zimę wyparła.

grafika pochodzi ze strony: tapeciarnia.pl



wtorek, 16 kwietnia 2024

COŚ W NAS UMARŁO

Ot, pokolenie egoistów, leni

Snuje się krokiem wiecznie zniewolonym

Kulą u nogi odlewaną z cieni,

Jakby do życia niemal przymuszonym.


Ot, wypalony żar nadziei płochej,

Która się z kolan podnieść nie potrafi

Obojętności przysypana prochem,

Która się żalem w krtani, łkając, dławi.


Ot, generacja skupionych na sobie

Ometkowana zacnymi markami,

Mająca tylko cel reklamy w głowie,

By się wywyższyć drogimi ciuchami.


Ot i narybek wirtualnej matni

Z wybebeszoną duszą pod stopami,

Który by chleba kawałek ostatni

Drugiemu z gardła wyszarpał zębami.


Ot, ślepi, głusi na to, co się dzieje

Oraz od czego ich przyszłość zależy

Póki im żwirem wiatr w oczy nie wieje

I póki sytym się wygodnie leży.


Ot i potomstwo, co wulgaryzmami

Manifestuje swe przeróżne stany,

Kultury jakby brzydząc się słowami,

Których to język zdaje się nieznany.


Ot, twór systemów chorej polityki

Produkującej masę jej służących,

Przez propagandy włączanych guziki

I jak pies wiernie jej aportujących.


Ot i toksyczny odpad psychologii

Dorosłych, którzy dźwigają dzieciństwo,

Kompleksów, które echem antologii

Obecnie w dzieci wpompowują świństwo.


Ot, obraz nędzy i wielkiej rozpaczy

Niemożliwego bycia dziś człowiekiem,

Bo homo sapiens niewiele już znaczy

Dla ssaków sztucznym wykarmionych mlekiem,


Byle się najeść, napić i wydalić,

Później wypocząć w zaciszu domowym,

Talerzem pełnym w mediach się pochwalić

I dobrobytem pięciominutowym,


Byle do siebie, co by to nie było,

Byle nie tracić świętego spokoju,

Byle mieć wszystko, o czym się marzyło,

Zaszczyty łowiąc, nie pracując w znoju,


Byle pocieszyć się krzywdą drugiego,

Na jego zgliszczach swój pomnik postawić,

A jeśli pomóc w imię korzystnego,

To by w pochwałach móc się, bawiąc, pławić -


Przez to codzienność smutkiem przepełniona

I samotnością z dnia na dzień męcząca

Wrasta się bólem w zgarbione ramiona

Tęsknotą za kimś lub za czymś ciążąca.


Natura ludzka jest wyjałowiona

I swym ugorem, zepsuciem się brzydzi,

A w swym nieszczęściu nieuświadomiona

Swojej brzydoty wcale się nie wstydzi,


Dlatego grzęźnie w bagnie tym po szyję,

Łykając własnych ekskrementów trutkę,

Więc człek oddycha, od środka gnije,

Traktując życie jakby nie za krótkie.


Coś w nas umarło... i nadal umiera.

Nic już nie cieszy jak kiedyś cieszyło.

Jakaś nam drzazga cierpieniem doskwiera

Tego, co serce jak balon przebiło.

grafika pochodzi ze strony: tapeciarnia.pl



czwartek, 11 kwietnia 2024

RADOŚĆ I ŻYCIE

Mnóstwo jest rzeczy, które to nie sposób

Odrzucić, bowiem rozsądek tak każe.

Wiele zależy od ludzkiego losu,

Co bez powodu wolną wolę karze,


Więc ta, choć temu wielce jest przeciwna,

Przyjmuje z żalem, co jej los serwuje,

Nie będąc nawet niczemu wszak winna,

Do taktu własnej niedoli tańcuje


I podświadomość karmi zniechęceniem,

Co w niej narasta, wrze oraz buzuje -

Trudno pogodzić się jest jej z marzeniem,

Które pod butem losu wegetuje.


Zatem w medialnej głosi propagandzie,

Że wpływ na życie to kwestia wyboru,

Że każdy człowiek swe szczęście odnajdzie,

Gdy doń się zbliża ścieżkami uporu.


Cel i pragnienie jako źródło mocy

Ponoć ma mnożyć stany satysfakcji,

A człek sukcesu wypłakuje oczy...

Czyżby nie było w tej metodzie racji?!


Jak to rozumieć, że na szczycie sławy

Wieniec laurowy liście triumfu gubi,

Że przytłaczają człeka proste sprawy

I że samego już w sobie nie lubi,


Chociaż podziwiać winien osiągnięcia,

Do których celu przez pragnienie dotarł.

Wielu z zazdrości od środka pęka,

Widząc, iż w życiu się o złoto otarł.


A on?... wciąż czuje pustkę i niedosyt

Jakby mu czegoś ciągle brakowało.

Szron już policzył przerzedzone włosy

I się ku ziemi pochyliło ciało,


A mimo lotów na wiosen przestrzeni,

Potwierdzających, że móc chcieć oznacza,

Doświadczył człowiek, iż niewiele zmienił,

Bo mając wszystko, wewnętrznie rozpacza.


Gdzież zatem szczęście teorią pisane,

Przez wolną wolę z dnia na dzień gonione

I we wskazówkach z góry obiecane?

Czyżby że było wręcz niedoścignione?!


Mroczny niepokój dręczy smutną duszę.

Myśli w popłochu przed czymś uciekają.

Człowiek sukcesu przeżywa katusze

A wpływy jego ulgi nie sprawiają.


Czymże więc szczęście, które dobrobytem

Nie okazało się choćby przez chwilę?

Cele zaś pragnień zwycięsko zdobyte

Strawiły tylko czas, nadzieję, siłę...


Nie ma wszak człowiek wpływu na człowieka

I na naturę oraz ciąg wydarzeń.

Cieszy się triumfem i na szczęście czeka

Z listą spełnionych, i zdobytych marzeń,


A wokół pustka, widok, co przygnębia,

Choć z lotu ptaka bywa oglądany,

Zimnego wiatru niezmierzona głębia,

Której to falą człek bywa smagany.


Hop! Hop! - powtarza po nim głuche echo...

Cisza świszczącym powietrzem się śmieje.

Wołanie błądzi samotnie daleko

I bezpowrotnie milczeniem w twarz wieje.


A szczęście... siedzi dawno utracone

Pod parasolem pierzastych obłoków.

Zostało bowiem błędnie dostrzeżone

Na linii prostej zbyt krótkiego wzroku.


Szczęście to nie! móc, chociażby się chciało,

A umieć cieszyć się tym, co los daje -

Wtedy, choćby się ciągle mało miało,

Radość (i w trudach) nigdy nie odstaje


A krok swój równa z zmęczonym człowiekiem

Jak księżyc, co go w drodze nie opuszcza.

Mądry zrozumie (niekoniecznie z wiekiem),

Iż sprawa szczęścia jest złożona, grubsza.


Szczęście jak gwiazda z Ziemi podziwiana,

Która zachwyca diamentowym blaskiem,

Która, gdy spadnie, już nie jest ta sama,

Bo wypalona, rozbija się z trzaskiem.


Chcąc być szczęśliwym, trzeba się pogodzić

Że się nie Stwórcą jest, ale stworzeniem.

I kroplą miodu można czas osłodzić,

Ciesząc się każdej sekundy westchnieniem.

grafika pochodzi ze strony: tapeciarnia.pl




środa, 10 kwietnia 2024

ŻYCIE JEST PIĘKNE!

Cień nieba, co się na trawie pokłada

Jakby zmęczony tułaczką bezdomny,

Pod moje okna, czołgając się, skrada

Nieśmiały... albo z żalu nieprzytomny.


Za nim się ciągną szarości w pastelach

Jak płaszcz, co zwisa z ramion czarnym piórem.

Milczenie gości w gdzieś zgubionych trelach,

Przez co i echo zdaje się ponure.


Z tyłu jakoby w orszaku żałobnym

Słońce niepewnie swoje kroki stawia.

Blaskiem się tylko wydaje podobnym

Do łuny, która wstydliwość przejawia


I się wślizguje przez dziurkę od klucza,

Po czym się chowa lękiem przegoniona,

Że złotym światłem bezczelnie dokucza,

A przecież o nie nie była proszona,


Więc niby dzień się jeszcze nie rozwinął,

A się złudzenie uparte pojawia,

Iż ledwo wzeszły, żagle nagle zwinął

I wieczorowi swe miejsce zostawia.


Gdyby nie zegar, można mieć wrażenie,

Że się, w śnie będąc, dzień ów przegapiło.

Cień nieba tworzy trwożliwe pragnienie,

By szukać czasu, który się zgubiło,


Więc pod dachówką chmur skłębionych dymem,

Co tumanami granatu się ciągnie,

Człowiek znajduje do wspomnień przyczynę

Czując, że z deszczem zaraz w ziemię wsiąknie,


Łzami wzruszenia z wewnątrz wypływając

Nostalgią, która serce ogniem trawi...

A deszcz lawiną kropel opadając,

Sentymentami się człowieka bawi.


Budzi się we mnie wtedy dzika rozkosz,

Żeby zanurzyć się w zwierciadło wody,

By w wodospady się jej gęste poszło

Krokiem ufności, dziecięcej swobody,


Więc bez wahania!, a wręcz z ekscytacją,

Pod wpływem myśli niewypowiedzianej

Wchodzę w strumienie kropel lekką gracją,

Chłonąc wilgotność przestrzeni skąpanej


I świeżość liści, co w pąki sklejone

Niczym motyle w spękanych kokonach

Prostują skrzydła blaszek wychylone

A na gałązkach przypięte w pomponach...


Życie jest piękne - to nie tajemnica.

Całym bogactwem przeciwieństw tworzone

Wciąż zaskakuje i szczerze zachwyca,

Obumierając i z martwych wskrzeszone


Na powrót dając zachłanną nadzieję,

Że coś się kończy, aby lepszym było,

I że ku czemuś zawsze coś się dzieje

Inspirowane Stwórcy swego siłą.

grafika pochodzi ze strony: tapeciarnia.pl